Od roku 1991 ukazuje się wydawany przez Wspólnotę Kulturową Borussia z Olsztyna kwartalnik "Borussia. Kultura. Historia. Literatura", W numerze 24/25 z 2001 roku zamieszczony został przetłumaczony z j. niemieckiego tekst m.in. opisujący wrażenia autora z podróży do Nidzicy i Janowa. Tekst z niemieckiego przetłumaczyła Justyna Górny.
Poczta wiezie nas stąd [Olsztynek] do miasteczka Nidzica, około czterech mil niemieckich dalej na południe. ...Okręg nidzicki jest jest biedną krainą. Rozciąga się na 80-90 kilometrów wzdłuż granicy polsko-rosyjskiej. Co charakterystyczne, porzekadło ludowe głosi, że jest to okolica, gdzie „diabeł mówi dobranoc”. Gleba jest tutaj nadzwyczaj jałowa i to zarówno na wzgórzach, jak i na równinach, a szczególnie na terenach wschodnich, przylegających do okręgu szczycieńskiego, tak że tylko nadzwyczaj intensywna uprawa może zmienić ją w dosyć żyzną. ..Plantację gryki albo łubinu zaoruje się w glebę, aby trochę ją użyźnić. ..Z powodu takiej struktury gleby w okręgu nidzickim, szczycieńskim i mrągowskim kwota podatku od hektara wynosi jedynie cztery do pięciu marek, podczas gdy w dziewięciu starych prowincjach jest to trzynaście do siedemnastu marek. Wymienione okręgi należą także do najsłabiej zaludnionych terenów Niemiec. Liczba mieszkańców na jeden kilometr kwadratowy wynosi tu niecałe 40 osób, podczas gdy w Rzeszy średnia zaludnienia jest dwa razy większa. Ogólnie rzecz biorąc, bogactwo leśne pogranicza nidzickiego nie jest imponujące. Najczęściej wzgórza pokryte są gdzieniegdzie nielicznymi drzewostanami sosnowymi, jednak we wschodniej części okręgu rozciągają się, w dużej części wspaniałe, Lasy Napiwodzkie. Obok potężnych okazów licznie tu rosnących sosen i innych drzew leśnych także wspaniałe dęby strzelają w niebo lub odbijają się w nurtach jeziora Omulew. Malownicze lasy i wzgórza, szczególnie Góry Złote i Błędne Góry, stanowią dla oka patrzącego z biegnącej przez wzgórza na wschód drogi w zamgloną dal niesłychanie orzeźwiający widok. Prawdziwym błogosławieństwem tak skromnie obdarowanej przez naturę okolicy są traktaty. Dobrze utrzymane dzięki okręgowej i prowincjonalnej administracji (Kreis- und Provinzverwaltug); jeżeli zbudowano je dawniej, są hojnie obsadzone dającymi cień lipami i prowadzącą od centralnego punku okręgu, miasta Nidzica, we wszystkich kierunkach. Tutaj także częściej niż gdzie indziej słyszy się znajomy głos pocztowego rogu, nawet jeżeli czystość dźwięku pozostawia wiele do życzenia. Jest tylko jedna jednotorowa linia kolejowa przebiegająca przez zachodnią część okręgu: Malbork-Mławka... Niedawno rozpoczęto budowę kolei, która ma prowadzić z Olsztyna przez Olsztynek do Nidzicy, a stąd do Działdowa. Dzięki niej okręg stanie się dostępniejszy dla kontaktów ze światem zewnętrznym i po części zostanie wyrwany ze swego odosobnienia jako terytorium pograniczne.... Po sekularyzacji państwa zakonnego dominuje wyznanie protestanckie. Ale nie można zapominać, że w ciągu ostatnich piętnastu-dwudziestu lat katolicyzm poczynił wśród tej protestanckiej ludności zadziwiające postępy. W różnych miejscach, nawet w całkiem mizernych wsiach pobudowano piękne katolickie kościoły, dotąd tu całkowicie zbyteczne, które z pewnością nie mogłyby zostać zbudowane wyłącznie ze środków parafii. Także miasto Nidzica posiada teraz taki kościół, zbudowany w całości z granitu, chciałoby się rzec: trwały jak Piotrowa skała. ...
Miasta na tych terenach pogranicznych jawią się nam jak niemieckie wyspy na mówiących po polsku obszarach. W okręgu nidzickim są tylko dwa miasta: Nidzica i Działdowo. Pierwsze jest miasteczkiem o ok. 4700 mieszkańców, o niewielu ulicach, ale z rozległym rynkiem, jaki spotyka się w małych miejscowościach mazurskich. Na tym rynku w pewnych dniach, a przede wszystkim w niedziele, odbywają się swego rodzaju jarmarki charakterystyczne dla terenów pogranicznych. Wśród kupującej publiczności słyszy się przede wszystkim polskie zwroty; wszak chłopi i szlachta przybywają nawet zza oddalonej o niecałe dwie mile granicy, aby poczynić zakupy albo napić się dobrego spirytusu, który smakuje im tym lepiej, że jest nieporównanie tańszy niż za zielono-czerwono-białymi słupami granicznymi. Jakaż ożywiona krzątanina kupujących i sprzedawców przy licznych stoiskach z mięsem, w niej mniej licznych wyszynkach, pomiędzy furami ze zbożem i ziemniakami! Po jednej stronie rozległego rynku rozstawione są w niekończącym się szeregu produkty, w które ta uboga okolica jest aż nazbyt bogata: ziemniaki, buraki, żurawiny, jagody i grzyby. Te ostatnie nigdzie nie występują w takiej obfitości, jak tutaj, i spożywa się po przygotowaniu na najróżniejsze sposoby. Za to dobre owoce są rzadkością. Poza tym Nidzica jest stosunkowo cichym miasteczkiem. Zamieszkuje ją energiczne i pracowite mieszczaństwo, w większości pochodzenia niemieckiego; ludność żydowska ze swoim znanym zapałem do interesów gra tutaj znaczącą rolę. Przecież ten niegdyś król kolei szynowej Strousberg był dzieckiem Nidzicy. Miasteczko zostało zbudowane za czasów Zakonu jako silna stanica wśród polskiej dziczy i półdziczy. Jeszcze dzisiaj patrzy ze wzgórza w dal imponujący zamek zakonny, którego przestronne pokoje dają dzisiaj schronienie licznym urzędom. Do stóp zamku przylgnęło miasteczko, niegdyś otoczone murami. Potężne kształty tego zamczyska i jego tajemnicza przeszłość były pierwszą pożywką dla wyobraźni Ferdynanda Gregoroviusa, którego mieszkańcy Nidzicy z dumą uznają za ziomka. To miasteczko ze swoim zapałem do pracy do pracy i upodobaniu w radosnym życiu towarzyskim jest oazą prawdziwie niemieckiego życia na obcojęzycznym terenie pogranicznym. Działają tutaj, przepełniane szlachetną dumą: pokaźny związek kombatantów, doskonale wyszkolone stowarzyszenie śpiewacze i związek strzelecki. Trudno byłoby znaleźć drugi związek dorównujący tutejszemu pod względem wspaniałości umundurowania, prostej postawy i dokładności w wykonywaniu wymyślnych ćwiczeń. Prócz tego w kręgu bliskich wypija się poranny kufel dobrego królewieckiego piwa i obowiązkowy kieliszek wódki przedtem, przytem i potem....
W sprzyjających okolicznościach, to znaczy w najciemniejszych godzinach nocnych podczas nowiu, przemyca się z Prus do Rosji niewiarygodne ilości spirytusu, a z powrotem całe stada świń. Nie ma tygodnia, w którym nie byłoby przed głównym urzędem celnym w Nidzicy licytacji skonfiskowanych świń i nie ma ani jednej wiejskiej karczmy przy granicy, która by nie miała składu spirytusu, przenoszonego przez granicę w pojemnikach łatwych do transportu i zniszczenia w razie zaskoczenia przez żołnierzy, na przykład w świńskich pęcherzach. Ogólnie rzecz biorąc, rosyjskie posterunki są równie podatne na czar pruskiego spirytusu jak na wręczonego we właściwym momencie rubla. Do studiów poczynionych na granicy trzeba dodać i te obserwacje, że pruski żandarm pod względem swego wyglądu i sposobu zachowania sprawia przy rosyjskim oficerze służb granicznych wrażenie dżentelmena.
W ogóle jakaż przepaść pomiędzy ludźmi i krajem z tej i tamtej strony granicy! Wybierzmy się na przykład na spacer z mazursko-pruskiej nadgranicznej wioski Róg – aby wymienić tylko jedną – do pobliskiego polskiego miasteczka Janów! Oczywiście potrzebna jest do tego specjalna karta ze starannym opisem jej posiadacza . Na świętej rosyjskiej ziemi zostanie ona w biurze straży granicznej wnikliwie przestudiowana przez pełniącego służbę podoficera i oddana z oczekiwaniem na napiwek, chociażby w postaci papierosa. Potem wkracza się na ulice „miasta” Janowa. Święty Aleksandrze Newski, cóż to za miasto! Góry i doliny składające się na bruk stanowią zagrożenie dla życia i wymagają nadzwyczajnej zręczności w ćwiczeniach akrobatycznych; domy sklecone z ledwo ociosanych bali i kryte gontami; wśród budynków publicznych jedynie kościół wygląda w miarę porządnie; o gospodach, które są brudne i śmierdzące, można powiedzieć wszystko, tylko nie to ze są zachęcające; dorosła ludność składająca się z Żydów i rosyjskich żołnierzy włóczy się ospale po mieście, popijając wódkę i szwargocząc; niedorosła młodzież urządza na porosłym trawą rynku polowania na zagłodzone stado baranów. Nie ma ani śladów szkoły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz