piątek, 4 kwietnia 2014

Legenda Złotych Gór



Interesujący się historią Mazur i Nidzicy powinni posiadać w swoim księgozbiorze pozycję Andreasa Kosserta  Mazury. Zapomniane południe Prus Wschodnich” .
Przytoczę fragment dotyczący podnidzickich Złotych Gór. 
    Po pierwszej wojnie światowej odżyła na Mazurach legenda Złotych Gór.... Już w 1866 roku pruski historyk Max Toeppen zbierał podania osnute wokół Złotych Gór. Mają one 228 metrów wysokości i najwyższym wzniesieniem powiatu niborskiego. Rozpościera się stąd wspaniały widok na okoliczne miejscowości po dawną Polskę.
    Jedna z legend zebranych przez Toeppena w Wałach (Wallendorf) brzmi tak:W Złotych Górach zapadł się nie tylko zamek, lecz całe miasto. Za dawnych czasów dość często wynurzały się stamtąd dwie panny. Jedna z nich uprosiła chłopa z Zimnej Wody, by wybawił: nauczyła go nawet, jakim sposobem ma to uczynić, i zamówiła go sobie w tym celu, by się na oznaczony dzień stawił na górze. Skoro tam przyszedł, natarł na niego tłum jeźdźców,  wyszłych z góry i groził mu porąbaniem na kawałki. Chłop tak się przeląkł, że uciekł i zaniechał wszelkich prób wybawienia. Od tego czasu ukazywała się już tylko jedna panna, wszakże i ta już znikła(według podania ustnego ze Zgniłochy).
    Razem z miastem zapadł się ogromny złoty skarb, jak głosi legenda. Historię opowiadano sobie na Mazurach z pokolenia na pokolenie. W marcu 1921 roku siedemdziesięcioletni robotnik leśny o nazwisku Brattka, ze wsi Jabłonka nad jeziorem Omulew, tchnął w ten mit nowe życie. Miesiącami opowiadał ludziom ze swojego otoczenia wciąż od nowa ten sam sen _ o aniele, który go nocami prowadzi w głąb Złotych Gór do ukrytych skarbów. Wieść się rozeszła, tak że w końcu co niedziela tłumy ludzi pielgrzymowały do Złotych Gór, aby żarliwym śpiewem i modlitwą wydrzeć ziemi skarb. Według legendy, strzegł go w głębi ziemi demon, którego tylko ciągłymi modlitwami i pobożnymi pieśniami można było obłaskawić i skłonić do wydania skarbu. Brattka obiecywał nawet, że skarbem ze Złotych Gór można by spłacić długi Niemiec z pierwszej wojny światowej.

    Dla władz niemieckich tenmasowy obłędbył sprawą wstydliwą. Zarówno władze, jak i Kościoły okazywały zatroskanie, przede wszystkim dlatego, że cały ten spektakl, modlitwy i śpiewy, odbywał się wyłącznie po polsku. Tu przetrwało coś, co okazało się silniejsze od wpływów kultury niemieckiej, coś, do czego Niemcy nie mieli przystępu. Nawet ponadregionalna prasa zamieściła wzmiankę o pielgrzymkach do Złotych Gór. Duże dzienniki berlińskie wysłały swoich reporterów. Ale ich artykuły odzwierciedlają tylko niezrozumienie, arogancję, a nawet pogardę dla ludzi Mazur, ich języka i tradycji. W Vossische Zeitung z 19 maja 1921 roku czytamy.[przedruk]

 Inna warta uwagi pozycja tego autora.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz