czwartek, 26 czerwca 2014

Sierpniowe salwy cz.2

Druga część wybranych fragmentów z ksiązki B. W. Tuchman "Sierpniowe salwy".
 

Straty niemieckie były mniejsze; Scholz, zdając sobie jednak sprawę z liczebnej przewagi Rosjan, wycofał się o jakieś 15 kilometrów, zakładając na noc kwaterę we wsi Tannenberg. Samsonow, wciąż dopingowany przez Żylińskiego, który nalegał, że musi dojść do zaplanowanej linii, skąd będzie można odciąć "odwrót" nieprzyjacielowi, wysłał rozkazy z marszrutami na dzień następny do wszystkich swych korpusów: XXIII na lewym skrzydle, XV i XIII w centrum i VI na prawym skrzydle. Za Nidzicą łączność stała się jeszcze słabsza. Jednemu z korpusów zabrakło w ogóle drutu i mógł polegać tylko na gońcach konnych. VI korpus nie posiadał klucza do szyfru, używanego przez XIII korpus, i w konsekwencji rozkazy Samsonowa wysłano bez szyfrowania drogą radiową.
...O świcie 26 sierpnia VI korpus Samsonowa zgodnie z rozkazem rozpoczął marsz w kierunku centrum, nie wiedząc, że został on już odwołany... Kilka kilometrów z tyłu za frontem, w głównej kwaterze Drugiej Armii, znajdującej się w Nidzicy, generał Samsonow jadł właśnie obiad w towarzystwie szefa sztabu, generała Potowskiego, i brytyjskiego attaché wojskowego, majora Knoxa, gdy nagle rozbita dywizja z XXIII korpusu zalała tłumnie ulicę. W nastroju przerażenia każdy odgłos przywodził im myśl o pogoni; turkot wozu ambulansowego wywołał okrzyk: "ułani nadjeżdżają!" Słysząc ten zgiełk Samsonow i Potowski, człowiek nerwowy, noszący pince-nez, z nieznanego już dziś powodu zwany "szalonym mułłą", przypięli szable i pośpieszyli na zewnątrz. Zobaczyli tam na własne oczy, w jakim stanie znajduje się wojsko. Ludzie byli "straszliwie wyczerpani...przez trzy dni nie mieli ani chleba, ani cukru". Pewien dowódca pułku powiedział im: "Moi żołnierze od dwóch dni nie otrzymali żadnych racji żywnościowych, nie przyszło żadne zaopatrzenie". ... Załamanie się "słynnego I korpusu", w którego twardy opór tak wierzył, a oprócz tego załamanie się VI korpusu na drugim skrzydle, oznaczały dla Samsonowa zapowiedź końca. Obie jego flanki zostały otoczone; jego kawaleria, jedyna broń, w której miał liczną przewagę nad Niemcami, rozwinięta zbyt szeroko na skrzydłach, nie odegrała w bitwie bardziej użytecznej roli, teraz zaś była izolowana; dostawy i łączność stanowiły jeden wielki chaos; jedynie nieugięte korpusy XV i XIII walczyły nadal. W swej głównej kwaterze, w Nidzicy, Samsonow słyszał zbliżający się huk dział François. Wydawało mu się, że tylko jedno może jeszcze uczynić. Zatelegrafował do Żylińskiego, że wyrusza na linię walki, a następnie, nakazując wysłać do Rosji bagaże i nadajnik radiowy, przeciął łączność z tyłami. Powody tej decyzji- jak mówiono -"zabrał ze sobą do grobu". chociaż nie tak trudno je zrozumieć. Armia, którą oddano pod jego komendę, rozpadła się. Stał się więc znów oficerem kawalerii i generałem dywizji i czynił to, co umiał najlepiej. Wraz z siedmioma sztabowcami, na koniach zarekwirowanych od jakiś kozaków, odjechał siedząc w siodle, w którym zawsze czuł się jak w domu, by osobiście objąć dowództwo w ogniu. Zaraz za Nidzicą, 28 sierpnia, pożegnał się z majorem Knoxem, Samsonow siedział wówczas na ziemi otoczony swymi oficerami sztabowymi, studiując mapę. Wstał, wziął Knoxa na stronę i powiedział mu, że sytuacja jest "krytyczna". Dodał, że jego powinnością jest pozostać do końca z armią, lecz obowiązkiem Knoxa jest złożenie raportu swemu rządowi; radził mu wracać, "dopóki jest jeszcze czas". Dosiadł konia; odwrócił się w siodle i odjeżdżając ze smutnym uśmiechem powiedział: "Nieprzyjaciel miał szczęście jednego dnia, my je będziemy mieć w innym". ... Trwający przez następne dwa dni, 29 i 30 sierpnia, odwrót był straszliwą i nieubłaganą katastrofą.
Rycina obrazująca kozaków na ulicach Nidzicy z książki A. Kuhna ( zobacz http://neidenburg-nibork-nidzica.blogspot.com/2013/12/burmistrz-kuhn.html )

... Dwudziestego dziewiątego sierpnia generał Martos i kilku oficerów z jego sztabu, w eskorcie pięciu kozaków, usiłowało znaleźć przejście przez lasy. Nieprzyjaciel strzelał ze wszystkich stron. Generał major Maczagowski, szef sztabu Martosa, zginął od serii karabinu maszynowego. Innych z grupy wystrzelano pojedynczo, jednego po drugim, aż z generałem pozostał tylko jeden oficer sztabu i dwóch ludzi eskorty. Ponieważ jego chlebak pozostał z zaginionym obecnie adiutantem. Martos od rana nie miał nic do jedzenia, picia i palenia. Jeden z koni, całkowicie wyczerpany, położył się i zdechł; wobec tego zsiedli i prowadzili pozostałe. Zapadła ciemność. Starano się kierować według gwiazd, lecz chmury pokryły całe niebo. Gdy usłyszano zbliżające się wojsko, myślano, że są to swoi, ponieważ konie ciągnęły ku nim. Nagle poprzez drzewa rozbłysnął niemiecki reflektor i ślizgał się wahadłowym ruchem, tam i z powrotem, wyszukując ich. Martos usiłował wskoczyć na siodło i odjechać galopem, lecz koń jego został ugodzony. Upadł i został pojmany przez żołnierzy niemieckich. ...
 Grób generała Maczugowskiego i jego żołnierzy w lesie koło byłej leśniczówki Wolisko.

W lasach położonych na północ od Nidzicy resztki korpusu Martosa zostały wybite lub poddały się. Tylko jeden oficer z XV korpusu uszedł i powrócił do Rosji. Około 15 km na wschód od Nidzicy resztki XIII korpusu, których dowódca, generał Kliujew, został również ujęty, okopały się w krąg. Przy pomocy czterech dział, zdobytych w lasach na niemieckiej baterii, powstrzymali oni nieprzyjaciela przez całą noc z 30 sierpnia, aż do chwili, gdy zabrakło im amunicji i większość z nich już nie żyła. Pozostałych wzięto do niewoli. Ostatni atak rosyjski miał miejsce tego dnia, zmontowany z ogromną energią przez generała Sireliusa, następcę Artomonowa, usuniętego z dowództwa I korpusu. Zebrawszy zarówno rozproszone, jak i świeże pułki oraz jednostki artylerii, które dotąd nie brały udziału w bitwie, sformował siłę równą mniej więcej jednej dywizji i przystąpił do ofensywy, którą przełamał linie François i doprowadził do odbicia Nidzicy. Nastąpiło to jednak za późno i miasta nie dało się utrzymać. Ten ostatni bojowy akt rosyjskiej Drugiej Armii nie nastąpił z rozkazu generała Samsonowa, ponieważ ten wtedy już nie żył. ... Zwycięzcy również poważnie ucierpieli. Zmęczenie i napięcie sześciodniowej bitwy sprawiły, że nerwy ich były w strzępach. Kiedy Nidzica, przechodząca cztery razy z rąk do rąk, 31 sierpnia została znów zdobyta przez Niemców, zdenerwowany żandarm krzyknął: "Halt!" w kierunku jadącego z dużą szybkością przez rynek samochodu. Gdy kierowca wozu, którym, jak się okazało, jechał generał von Morgen, nie zareagował, żandarm wrzasnął: "Stać! Rosjanie!" i wypalił. Grad pocisków spadł natychmiast na samochód, zabijając szofera i raniąc oficera siedzącego obok generała. Tej samej nocy, gdy z trudem uratował się od własnych żołnierzy, von Morgena zbudził ze snu jego ordynans, krzycząc: "Rosjanie wrócili!", i uciekł trzymając kurczowo mundur generała. Ku swemu "niesłychanemu zakłopotaniu" von Morgen musiał pojawić się na ulicy, przypinając pas z rewolwerem wprost na bieliznę.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz