Bohdan Koziełło-Poklewski, Wojciech Wrzesiński „Szkolnictwo polskie na Warmii, Mazurach i Powiślu w latach 1919-1939” Olsztyn 1980
Sytuacja w Dębowcu zaostrzyła się. Na szczególnie wiele szykan był narażony Bogumił Późny, nie bez racji uważany za ideowego przywódcę miejscowych Polaków, wówczas starzec ponad siedemdziesiątletni. W jego mieszkaniu wybito szyby. Grożono mu, że zostanie zastrzelony. 11 grudnia zdesperowany Późny poszedł do miejscowego sołtysa Olschewskiego, aby się poskarżyć na jego syna, Waltera, który był szczególnie aktywny wśród prześladowców. Ale tam nie znalazł zrozumienia, wręcz odwrotnie, został pobity przez synów sołtysa. 12.12 do Dębowca przyjechali Wacław Jankowski, Jan Boenigk i Franciszek Barcz z Olsztyna. Zaalarmowani wieściami o sytuacji we wsi chcieli się przekonać, czy plany otwarcia tutej szkoły pozostają nadal realne. Sam ich pobyt w Dębowcu upłynął spokojnie. Jednakże w czasie jazdy powrotnej zatrzymali się w Jedwabnie, aby coś zjeść. Tu na nich napadnięto. Kierowcę Salewskiego, nawiasem mówiąc Niemca, jak to orzekł rzeczoznawca dr Jacobi, „prawdopodobnie uderzono kilkakrotnie pałką po głowie, a gdy ogłuszony ukląkł, zadano mu rany nożem”. Musiano go więc odtransportować do szpitala. Po wydarzeniach w Jedwabnie w Dębowcu rozszalał się terror. Z osiemnastu prenumeratorów „Mazura” czternastu zrezygnowało z dalszej prenumeraty. Brozia obawiając się gróźb, że może go spotkać los Późnego, albo i jeszcze coś gorszego. Zerwał kontrakt z Towarzystwem Szkolnym (Opis tych wydarzeń znajduje się w: Sprawy Narodowościowe,1931, nr 6 ss659 i n.). Związek Polskich Towarzystw Szkolnych wystosował skargę do sądu, domagając się ukarania sprawców napadu na Późnego i zajść w Jedwabnie. Sprawa nabrała rozgłosu dzięki artykułom zamieszczonym przez prasę polską w kraju. Niemiecki prokurator początkowo bardzo energicznie przystąpił do prowadzenia śledztwa. Nie było kłopotów z ustaleniem nazwisk głównych winowajców; uwięziono ich. Sytuacja jednak dopiero wówczas stała się groźna. Uwięzienie sprawców napadu wywołało falę protestów. W Jedwabnie zaistniała wręcz groźba rozruchów w obronie uwięzionych. Bojówki hitlerowski, którymi dowodził August Otto, zastępca nidzickiego landrata, chciały siłą uwolnić aresztowanych. Prokurator został zmuszony do ucieczki i ukrywania się. Dopiero posiłki policyjne z Nidzicy, Ostródy i Olsztyna zdołały zaprowadzić spokój i przewieźć aresztowanych do Nidzicy. Władze niemieckie, a przede wszystkim prasa, zmuszone do tłumaczenia się z tych zajść przed opinią publiczną, ich źródeł szukały „w podnieceniu, które powstało wśród miejscowej ludności. gdy Polacy usiłowali założyć szkołę w czysto niemieckiej wsi Dębowcu”( za:W. Bielecki, op.cit, s116). Śledztwo w sprawie zajść w Dębowcu umorzono, a sprawcy napadu w Jedwabnie w wyniku procesu, jaki się odbył 25.02.1932r. w Nidzicy, zostali uwolnieni, ponieważ prokurator stwierdził, że „faktów przemawiających przeciwko oskarżonym nie znalazł, przeto wnosi o uwolnienie ich od winy i kary”. Sąd przychylił się do wniosków prokuratora.[...] Hitlerowski dziennik z Królewca „Preussische Zeitung” w numerze 11 z 14.01.1932r., w związku z postawieniem w stan alarmu policji po zajściach w Jedwabnie pisał „I to wszystko, ponieważ paru miłujących ojczyznę wschodnioprusaków dało po spodniach polskiemu prowokatorowi i agentowi. Jako komentarz do tego wszystkiego tylko te słowa: czy ruszyłaby się polska prokuratura, gdyby doszło do jej wiadomości, iż agent niemiecki (dopuściwszy wypadek, iż taki istnieje) został poturbowany przez kilku Polaków”. Zasadniczy cel jednak Niemcy osiągnęli. W Dębowcu sprawa założenia szkoły została odłożona nie wiadomo wówczas na jak długo, okazało się, że na zawsze.(...) Podobnie współpraca BDO z miejscowymi władzami uniemożliwiła zorganizowanie szkoły polskiej w Kocie, w pow. nidzickim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz