Po sylwetce ks. Szudzińskiego, proboszcza z Turowa, dziś zapoznajmy się z poprzedzającym go księdzem Działowskim. Ponownie zacytuję tu biogram napisany przez olsztyńskiego historyka Jana Chłostę.
Gustaw Działowski. Należał do najbardziej aktywnych narodowo księży okresu plebiscytowego na Mazurach. Z jego inicjatywy utworzony został Bank Ludowy w Dąbrównie i kółko rolnicze w Turowie. Dzięki zapobiegliwościom tego duchownego, właśnie w Turowie oddano w plebiscycie 1920 roku 48 głosów za Polską, a za Prusami Wschodnimi głosowało 28 osób.
Ksiądz Gustaw Działowski urodził się 1 kwietnia 1872 roku w Uciąży w pobliżu Wąbrzeźna. Studiował w Monastyrze, gdzie w 1898 roku uzyskał doktorat z teologii. Święcenia kapłańskie przyjął 1 VII 1900 roku w Pelpinie. Był wikariuszem w Chełmnie, Lidzbarku Welskim, następnie administratorem w Łobdowie, Powołężu i Turowie. W 1906 roku został proboszczem parafii turowskiej. Agitował za kandydaturą na posła do parlamentu niemieckiego ks. Franciszka Lisa. Jako członek poznańskiej Rady Narodowej opiekował się "Gazetą Olsztyńską". Wiele razy podczas pierwszej wojny światowej zabiegał o specjalne wsparcie finansowe olsztyńskiej oficyny, prowadzonej przez wdowę po redaktorze Sewerynie Pieniężnym, Joannę. Zwracał się w tej sprawie m.in. do Wiktora Kulerskiego redaktora i wydawcy "Gazety Olsztyńskiej". Był członkiem Rady Ludowej w Olsztynie i Dąbrównie. Brał udział w wielu przedsięwzięciach narodowych, poprzedzających głosowanie 11 lipca 1920 roku. Przemawiał na wiecach w okolicznych wsiach, organizował kółka rolnicze, co ostatecznie miało wpływ na wyniki głosowania w tej części Mazur. Niemcy natomiast zapamiętali aktywność ks. Działowskiego. Konsul RP w Olsztynie, Henryk Korybut Woroniecki w raporcie z 22 sierpnia 1920 roku napisał, że w godzinach wieczornych 15 VIII 1920 roku, kiedy teren głosowania opuścili przedstawiciele komisji Międzysojuszniczej, gromada złożona z 30 Niemców wtargnęła do budynku mieszkalnego właściciela majątku Gardyny p. Graffsteina i znajdujących się tam, ks. Działowskiego, Bolesława Kapsę (właściciela majątku Ulnowo) oraz matkę i siostrę właściciela Gardyn aresztowali. Wszyscy zostali doprowadzeni do Uzdowa, znajdującego się wtedy po stronie polskiej. Ksiądz Działowski zdołał tylko powrócić do Turowa, aby zabrać osobiste rzeczy.
Po tym przymusowym wysiedleniu z Prus Wschodnich kapłan ten został najpierw administratorem, później proboszczem w Pieniążkowie, niedaleko Gniewu. Wkrótce powierzono mu obowiązki dziekana i przyznano tytuł prałata. Angażował się nadal w życie publiczne. Był członkiem Sejmiku Powiatowego, prezesem Zarządu Związku Pomorskiego i członkiem Narodowego komitetu Wyborczego na województwo pomorskie. W 1930 roku przyznano mu Krzyż Kawalerski Polonia Restituta. Po wkroczeniu Niemców do Polski w 1939 roku został aresztowany i osadzony w więzieniu w Nowem. Zwolniono go jednak ze względu na podeszły wiek. Zmarł 10 czerwca 1940 roku w Pieniążkowie.
A tak o parafii w Turowie napisał w 1925 roku Walenty Barczewski "Nowe kościoły katolickie na Mazurach"
T u r o w o (Thurau), powiat niborski, 550 katolików, 80 proc. polskich utrzymało się pomimo reformacji do naszych czasów. R. 1639 panie Małgorzata i Helena Gołyńskie podarowały po śmierci brata ks. Jana G: 1639 kościołowi 20 włók w Turowie i 20 włók w Browinach dla dotacji kościoła i plebanji. Biskup Opaliński zbudował nowy kościół z drzewa i konsekrował go 1687. Plebańskie włóki obejmują 445 hektarów i 40 mórg lasu. Obecny murowany kościółek zbudowany roku 1895 i poświęcony na cześć Niep. Poczęcia NM'P przez biskupa Leona Rednera. Ostatni księża: ks. dr. Gustaw Działowski 1906-21 , Anastazy Szudziński od 1921. W katolickiej szkole w Turowie jest 53 dzieci, w Gardynach nauka stacyjna.
Także w książce Pawła Sowy "Cena polskości" (1976 ) możemy przeczytać o zasługach proboszczów z Turowa.
Także w książce Pawła Sowy "Cena polskości" (1976 ) możemy przeczytać o zasługach proboszczów z Turowa.
Na Mazurach, gdzie istniały parafie, katolickie nabożeństwa polskie odbywały się w następujących powiatach:Ełk,
Giżycko, Mrągowo, Nidzica, Ostróda, Pisz i Szczytno. W katolickiej parafii Nidzica 2100 wiernych, proboszcz ks.
Rahmel, w 1938 roku nie istniały już polskie nabożeństwa. W powiecie tym po polsku nabożeństwa odprawiano w tym czasie jedynie w parafii Turowo i to, jak wynika z niemieckich danych przede wszystkim dzięki nieugiętej w tej
mierze postawie miejscowego proboszcza, ks. Anastazego Szudzińskiego. Parafia ta liczyła około 700 dusz, przy czym liczba zwolenników polskich nabożeństw zdecydowanie przewyższała ilość katolickich mieszkańców tej parafii.
Wobec stanowiska proboszcza i liczby polskich wiernych nabożeństwa polskie odbywały się w tej parafii stosunkowo często, bo dwa razy w miesiącu, na przemian z nabożeństwami niemieckimi. Ale jeszcze w 1928r. sytuacja w tym
względzie była jeszcze korzystniejsza, bowiem na trzy kolejne niemieckie nabożeństwa dwa z nich były polskie i tylko
jedno niemieckie. Podczas wszystkich wielkich świąt kościelnych nabożeństwa odprawiano tu po polsku. Usilne
starania Niemców w kierunku zmiany tego stanu rzeczy podjęto w 1930r. (...) Dopiero po 1930r. udało się Niemcom doprowadzić do wyrównania liczby nabożeństw w obu językach.(...) Przed każdym nabożeństwem przeznaczonym dla Niemców proboszcz wygłaszał kazanie w j. polskim. Pewną
zdobyczą Niemców w tej mierze, uzyskaną po 1933r., było wprowadzenie w „polskie niedziele” o godz.8 krótkiego
porannego nabożeństwa niemieckiego... Niemcy interweniowali w Kurii Biskupiej, jednakże ks. Szudziński ignorował polecenia Kurii dotyczące rozszerzenia liczby niemieckich nabożeństw, określając intrygi niemieckie jako
„nieodpowiedzialną hecę”... Pewnym dalszym niemieckim osiągnięciem w tej parafii było wprowadzenie po 1933r.
Sumy niemieckiej w dni wielkich świąt kościelnych, czego do tej pory nie praktykowano. Dokonywało się to, jak pisze BDO „dopiero po długiej, twardej walce”.
Giżycko, Mrągowo, Nidzica, Ostróda, Pisz i Szczytno. W katolickiej parafii Nidzica 2100 wiernych, proboszcz ks.
Rahmel, w 1938 roku nie istniały już polskie nabożeństwa. W powiecie tym po polsku nabożeństwa odprawiano w tym czasie jedynie w parafii Turowo i to, jak wynika z niemieckich danych przede wszystkim dzięki nieugiętej w tej
mierze postawie miejscowego proboszcza, ks. Anastazego Szudzińskiego. Parafia ta liczyła około 700 dusz, przy czym liczba zwolenników polskich nabożeństw zdecydowanie przewyższała ilość katolickich mieszkańców tej parafii.
Wobec stanowiska proboszcza i liczby polskich wiernych nabożeństwa polskie odbywały się w tej parafii stosunkowo często, bo dwa razy w miesiącu, na przemian z nabożeństwami niemieckimi. Ale jeszcze w 1928r. sytuacja w tym
względzie była jeszcze korzystniejsza, bowiem na trzy kolejne niemieckie nabożeństwa dwa z nich były polskie i tylko
jedno niemieckie. Podczas wszystkich wielkich świąt kościelnych nabożeństwa odprawiano tu po polsku. Usilne
starania Niemców w kierunku zmiany tego stanu rzeczy podjęto w 1930r. (...) Dopiero po 1930r. udało się Niemcom doprowadzić do wyrównania liczby nabożeństw w obu językach.(...) Przed każdym nabożeństwem przeznaczonym dla Niemców proboszcz wygłaszał kazanie w j. polskim. Pewną
zdobyczą Niemców w tej mierze, uzyskaną po 1933r., było wprowadzenie w „polskie niedziele” o godz.8 krótkiego
porannego nabożeństwa niemieckiego... Niemcy interweniowali w Kurii Biskupiej, jednakże ks. Szudziński ignorował polecenia Kurii dotyczące rozszerzenia liczby niemieckich nabożeństw, określając intrygi niemieckie jako
„nieodpowiedzialną hecę”... Pewnym dalszym niemieckim osiągnięciem w tej parafii było wprowadzenie po 1933r.
Sumy niemieckiej w dni wielkich świąt kościelnych, czego do tej pory nie praktykowano. Dokonywało się to, jak pisze BDO „dopiero po długiej, twardej walce”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz