Przedstawiam fragmenty książki "Tannenberg 1914 Zderzenie imperiów" Dennisa E. Showaltera dotyczące okolic Nidzicy.
Powiaty przygraniczne odznaczały się jednymi z najwyższych w
Niemczech wskaźników przestępczości. Trzy wschodniopruskie Landkreise –
Nidzica, Heydekrug i Niederung plasowały się w latach 1903-1912 w pierwszej
dziesiątce w całej Rzeszy. Wspólną ich cechą była obecność licznych
mniejszości: polskiej w przypadku Nidzicy, litewskiej w pozostałych dwóch
miastach...
...Jednak do 21 sierpnia kawaleria ustaliła tyle, że w Nidzicy
i Szczytnie znajdują się jacyś Niemcy. Teraz, gdy przeciwnik znalazł się nareszcie
w zasięgu Rosjan, rozkazy Samsonowa na następny dzień były proste. Operujący na
prawym skrzydle armii VI Korpus dostał za zadanie opanowanie Szczytna. Jego
lewy sąsiad XIII Korpus, miał pozostawać w gotowości do udzielenia wsparcia, to
jest- w zależności od rozwoju sytuacji- do ataku na Nidzicę bądź Szczytno. Na
lewym skrzydle armii I i XV Korpus miały się posuwać ku linii
Nidzica-Działdowo, a 2 Dywizja ze składu XXIII Korpusu przesunąć się do Mławy i
przygotować się do uderzenia na niemieckie tyły.
Po przekroczeniu niemieckiej granicy jego korpusy napotkały
wyludnione wsie i nieskoszone zboże. Dowódcy, którym w okresie pokoju wpajano,
jakim okrucieństwem są rabunki, i –co za tym idzie- nauczeni szacunku dla
własności prywatnej, mieli teraz problemy ze zorganizowaniem systematycznych
rekwizycji. Mimo tych problemów w godzinach popołudniowych 22 sierpnia XV
Korpus dotarł do Nidzicy i zajął ją.
Doświadczenia Nidzicy dobrze ilustrują ówczesne realia, choć
zarazem trącić mogą myszką dla pokolenia wychowanego n okolicznościach
współczesnych konfliktów o podłożu ideologicznym. Nidzica była w 1914 r.
miasteczkiem targowym i siedzibą powiatu. Ponieważ była zbyt mała, by posiadać
własny garnizon, do zakwaterowania żołnierzy w trakcie mobilizacji wykorzystano
tu szkoły, kościoły i jedyną w mieście synagogę. Miasto zapewniło im nawet – z inicjatywy
burmistrza Andreasa Kuhna – darmową kawę. Kuhn miał czterdzieści jeden lat, był
zawodowym urzędnikiem państwowym, którego marzenia o wysokich stanowiskach i
wyróżnieniach nie wytrzymały konfrontacji z codzienną administracyjną rutyną na
prowincji, ale których mimo wszystko nie zniechęcił się jeszcze tymi
ograniczeniami .
Kuhn musiał zmobilizować całą swoją flegmę w obliczu paniki,
jaką wywołały pogłoski o zbliżaniu się Rosjan. Rankiem 22 sierpnia cywile –
objuczeni wszystkimi rzeczami osobistymi i domowymi, jakie tylko byli w stanie
zabrać i unieść – zaczęli się tłoczyć na drogach wychodzących na północ i
zachód. Klatki z królikami, maszyny do szycia, niemowlęta i staruszkowie,
czasem krowa albo parę mlecznych kóz – Nidzica nie zdążyła jeszcze zapomnieć
czasów, gdy była tylko dużą wsią. Do szybko pustoszejącego miasteczka wjechał
od południa patrol kozaków, który postrzelawszy się z jakimiś niemieckimi
maruderami, opuścił Nidzicę, pozostawiając za sobą kilku poranionych
zabłąkanymi kulami cywilów. Następną próbę podjęli Rosjanie siłami szwadronu –
miała ich tu jednak spotkać niespodzianka.
Począwszy od 1913 r. w każdym niemieckim batalionie jegrów
znajdowała się kompania cyklistów. 151 pułk piechoty mógł się „pochwalić”
pewnym porucznikiem o bezsprzecznie arystokratycznym nazwisku Burscher von
Saher zum Weissenstein.
22 sierpnia, w trakcie samotnego patrolu, napotkał na
drodze, kilka kilometrów od Nidzicy, czterech rolników. Ludzie ci roztoczyli
przed nim sugestywną wizję: w pobliżu grasuje horda kozaków. Porucznik
zawrócił, skrzyknął swych cyklistów i na czele dwudziestu dziewięciu ludzi
ruszył ponownie w kierunku Nidzicy. Kilometr przed miasteczkiem zatrzymał swą
kolumnę i udał się samotnie pieszo naprzód. Dzierżąc pistolet w dłoni,
porucznik von Saher wdrapał się na wzgórze, gdzie raptem stanął niemal twarzą w
twarz z rosyjskim zwiadowcą, wykonującym podobną misję. Przestraszony
młodzieniec w uwieńczonym grotem hełmie wypalił ze swej broni. Drugi
przestraszony młodzieniec, tym razem w płaskiej czapce, obrócił się i rzucił do
ucieczki – padł jednak, trafiony przez niemieckiego strzelca o pewniejszej ręce. Wystrzały te ściągnęły na miejsce większą
grupę Rosjan. Szwadron kozaków zbliżył się na odległość ognia z karabinów,
oddał salwę, nie zsiadając z koni, po czym ruszył do szarży. Był to podręcznikowy
manewr, którego skutki łatwo było przewidzieć. Niemcy, w tym momencie już
dobrze ukryci, opróżniali jedno siodło za drugim. Straciwszy połowę ludzi,
Rosjanie wycofali się wreszcie do miasta. Za nimi, zachowując bezpieczny dystans, posuwali się Niemcy.
Rowerzyści nie natknęli się na strzelających z okien lub dachów wrogów czy na
zamaskowane w starannie przygotowanych zasadzkach karabiny maszynowe.
Przywitały ich puste ulice. Pojawiła się tylko jakaś staruszka, pełna podziwu,
iż odważyli się podjąć walkę z mającymi tak dużą przewagę liczebną
przeciwnikiem. Patrol przemierzył całe miasteczko, nim znalazł w końcu
nieprzyjaciela: był to szwadron kozaków, którzy spokojnie przyrządzali sobie
południową wieczerzę na nidzickim Bahnhofsplatz,
nieświadomi zagrożenia, póki Niemcy nie otworzyli ognia. Kozacy rozpierzchli
się na wszystkie strony, tak jak i ich konie. Gdy palba ucichła, Niemcy
policzyli łupy. Dwieście lanc, złożonych zgodnie z regulaminami. Porzucone
szable. Jeden koń bez żadnych ran. A także trofeum najcenniejsze: znaleziona
przy zwłokach dowódcy szwadronu mapa ze starannie naniesionymi pozycjami
posuwających się do przodu Rosjan. Nim porucznik i jego żołnierze odjechali z
tą ważną zdobyczą, znaleźli jeszcze dość czasu, by zjeść rosyjski obiad.
Kozacy zameldowali o swojej porażce, odpowiednio ubarwiając
owo sprawozdanie. Ich ocalali oficerowie – czy to z niewiedzy, czy też wskutek
zrozumiałej niechęci do przyznania, że dali się rozgonić garstce Landserów – utrzymali,
iż wpadli w zasadzkę zastawioną przez franc-tireurs, uzbrojonych cywilów.
Dowodzący rosyjskim XV Korpusem generał porucznik Martos w odpowiedzi rozkazał
swojej artylerii położyć ogień na Nidzicę. Martos – któremu daleko było do rozmyślnego
okrucieństwa – najwyraźniej chciał przepłoszyć umundurowanych maruderów, a
zarazem udzielić lekcji poglądowej wszelkim bojowo usposobionym mieszkańcom
miasta. Jego artylerzyści nie mierzyli do jakiś konkretnych celów, sam ostrzał
zaś stanowił drobnostkę w porównaniu z późniejszymi standardami. Niemniej
Niemcom, którzy pozostali w Nidzicy, zdawało się, że to koniec świata. W
mieście spadło i wybuchło z górą trzysta pocisków, z czego większość w centrum,
na którym w sposób naturalny skupiała się uwaga artylerzystów, uczących się
dopiero obserwacji i namierzania celów. Z 470 budowli w Nidzicy 193 zostały
zniszczone. Wiele innych uległo uszkodzeniom wskutek pożarów, których mimo
usilnych starań nie potrafili ugasić sami Rosjanie po wkroczeniu do miasta.
Przez następnych
osiem dni Nidzica pozostawała pod rosyjską okupacją wojskową. Kuhn odesłał rodzinę w bezpieczne miejsce,
sam jednak pozostał na posterunku i prowadził w dalszym ciągu zapiski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz