….22 sierpnia jego wojska [Scholtza] zajmowały pozycje na ciągnącej się z zachodu na wschód rubieży Dąbrówno- Łyna. Sztab Scholtza stał w Mielnie, za centralną częścią jego frontu. Na prawym skrzydle, pod Dąbrównem, rozlokowanych było dziesięć batalionów wojsk fortecznych, zebranych z nadwiślańskich garnizonów. Obok zajmowała pozycje 41 Dywizja, wzmocniona pułkiem z 70 Brygady Landwehry. Lewe skrzydło korpusu – od Frąknowa i Łyny po Orłowo – trzymał drugi z pułków brygady Landwehry oraz wojska czynne 37 Dywizji. To właśnie na tym odcinku Rosjanie – 8 Dywizja z XV Korpusu – zaatakowali 23 sierpnia wysunięte pozycje 37 Dywizji w rejonie wsi Łyna i Orłowo. Przez moment była to wojna niczym z ówczesnych szkolnych podręczników czy lichych powieści. „Zagramy potem jeszcze partyjkę, tylko wyjdziemy na chwilę”, powiedział ze śmiechem pewien porucznik, odrzucając karty, którymi grał w skata. Godzinę później on i jego partnerzy leżeli martwi, straciwszy życie w zajadłej walce. Niesieni męstwem zrodzonym z niedoświadczenia, Niemcy i Rosjanie wspierali się nawzajem z rozciągających się pod Orłowem wzniesień w boju, w którym raz jedni, raz drudzy zyskiwali przewagę. Zamiast zaczekać, aż Rosjanie podejdą pod pozycje, Niemcy sami ruszali do szturmu przy dźwiękach kapel wojskowych i powiewających sztandarach. .. Zażarta wlak wręcz pod Orłowem przeciągnęła się aż do wieczora. Niemieccy oficerowie sztabowi wymieniali już lornetki na karabiny, gdy ostatni desperacki szturm Niemców wyrzucił wreszcie Rosjan ze wsi. Bój pod Łyną był jeszcze bardziej ponury i bezwzględny. Jeśli w ogóle można znaleźć w bitwie chwałę, to strzelcy I wschodniopruskiego batalionu jegrów „Yorck von Wartenburg” wkroczyli tego dnia ba jej krwawą drogę. Służący w formacjach liniowych jegrzy najbliżsi byli w armii kajzerowskiej miana elitarnej piechoty. Rekrutowali się z zawodowych myśliwych i leśników, z ludzi pracujących w cywilu na wolnym powietrzu, a także z „odpowiednich” ochotników – co zwykle oznaczało dwudziestolatków, których zwodziły charakterystyczne czapki, zielone kurtki i otaczająca tych dzielnych żołnierzy mistyka. … Dwie kompanie owych zielonych kurtek – pięciuset ludzi – miały rozkaz utrzymać wieś Łyna. Tak jak w przypadku większości innych wsi w tej części Prus Wschodnich początki Łyny sięgały czasów ostatniej fali niemieckiej kolonizacji w XIV w. Jej ludność – trzystu mieszkańców – była na wskroś niemiecka: w plebiscycie z 1920 r. jednogłośnie opowiedziała się tu przeciwko nowemu polskiemu państwu. Także plan zabudowy odpowiadał wzorom niemieckim. Domy przylegały w Łynie przeważnie do dwóch czy trzech głównych traktów, co nadawało wsi charakter rozciągniętej ulicówki, a zatem utrudniało zorganizowanie spójnej obrony. Każdy dom, wraz z szopami i oddzielnymi budynkami gospodarskimi, musiał bronić się sam – mógł wytrwać albo paść razem ze swą garstką strzelców. Jegrzy skorzystali (przynajmniej do czasu) z tego, że Rosjanie – przekładając masowość nad finezję – próbowali zdobyć Łynę jednym szybkim szturmem. Pod ogniem najlepszych w Niemczech strzelców załamywał się atak za atakiem. Podążający na czele nacierających oficerowie i podoficerowie padali jako pierwsi; ocalali szeregowi skupiali się w grupki, do których trudno byłoby nie trafić nawet najbardziej zielonemu rekrutowi. Jegrzy strzelali nieustannie, podczas gdy Rosjanie zbliżyli się na odległość siedemdziesięciu, a potem czterdziestu pięciu metrów. Wreszcie przeciwników było już tak dużo, by można ich wszystkich powalić – zaczęli oni przenikać do wsi ze wszystkich stron. Kapitan Bermann, najwyższy stopniem z ocalałych oficerów, zebrał około piętnastu-dwudziestu ludzi, by ruszyć do kontrataku. Posuwając się główną ulicą, dotarł aż pod wiejską kuźnię, ale wtedy padł śmiertelnie ranny. Jego ostatnie słowa brzmiały; „Mną się nie przejmujcie! Macie utrzymać Łynę!” W tej fazie boju używano już bagnetów, kolb karabinowych, pięści i mebli. Grupka Rosjan zaczęła powiewać białymi flagami. Możliwe, że chcieli zasygnalizować chęć poddania się. Jednak bardziej prawdopodobne jest to, iż pertraktować na temat niemieckiej kapitulacji. Tak czy inaczej ci nieliczni z jegrów, którzy byli na tyle nierozsądni, by w odpowiedzi się podnieść, posłużyli za cel wszystkim wojowniczo usposobionym bądź też gotowym wykorzystać każdą okazję Rosjanom, którzy znajdowali się w zasięgu strzału. Czy ich śmierć wynikła z nieporozumienia, czy też była hasłem do bezpardonowej walki? Nikt nie myślał tego sprawdzić. W tym momencie duża część wsi stałą w płomieniach. Zziajany feldfebel z 2 kompanii w nadpalonej i podartej kurtce biegał od jednej grupki strzelców do drugiej, szukając jakiegoś oficera. Wreszcie natrafił na leżącego pośród kilku martwych kolegów żołnierza, który był w stanie wskazać mu stanowisko dowódcy jego plutonu. Tam zastał zaczynające już sztywnieć zwłoki. Bez względu na to, jak mogły brzmieć pierwotne rozkazy, dalsze pozostawanie w Łynie nie mogło się już przydać na nic. W zapadających ciemnościach feldfebel pozbierał wszystkich ocalałych, jakich udało mu się znaleźć. Z dwudziestoma-trzydziestoma ludźmi (wśród których było wielu rannych) powrócił do głównej niemieckiej linii, pozostawiając za sobą Rosjan, wyłapujących rozbitków i strzelających do siebie nawzajem w ogólnym zamieszaniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz