czwartek, 7 sierpnia 2014

Legenda

Na kolejnych stronach kroniki szkolnej, obecnego Zespołu Szkół Zawodowych i Ogólnokształcących w Nidzicy, zapisana została przez Zofię Płoską legenda mazurska ( na podstawie opowiadania Anny Grabowskiej).
 


Jak powstaje legenda?

Konie, ludzie, armaty, orły dniem i nocą

Płoną- na niebie gorą tu i ówdzie łuny

Ziemia drży – słychać stronami pioruny

Wojna! Wojna!...

Co mówią o niej nidzickie łąki!


Kiedy mój Wilhelm był jeszcze taki młody „szurek” - opowiadała pani Anna z Nidzicy – trafiło się, że pod Robaczewem zaczęli torf kopać. Torfy tam straszne na miejscu dawnych jezior były i choć dawny landrat kazał rowy pokopać, żeby suszej było „bezpiecznie” wszędzie chodzić nie było można, bagna wciągały, a przy kopaniu kości ludzkie się trafiały. Wilhelmowi „brukowało zarobzić”, bo gospodarka w Niborku licha „buła”, więc „reno, reniuśko” wstawał i leciał na te łąki.
Do domu – ale przed zachodem „immer” wracał nazad i o „dziewiąta godzina” pod pierzyną był.
Raz zastał u jednego kamrata na zieczór w Robaczewie. Pogadali, pokurzyli, a że „bziołki” były „tyż” - to się im zeszło do późnej godziny, bo z „dzieuchami” się pośmieli... tylko co „psić” - to „móził” Wilhelm, „ni- aby psiwo”... Onego przednówka deszcze straszne spadły i mgła każdego „zieczora” unosiła się od „łąków”. Księżyca nie było, dopiero nad „renem” się pokazywał – to też „ciamnica się „zielka zrobziła”. Kamrat „redzi” zostać na noc. Wilhelm swoich starszych się bał i o północku do miasta zabrał się iść.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz