środa, 30 kwietnia 2014

Odbudowa Nidzicy po I wojnie św. cz.4 ostatnia

Książka Jana Salmy "Odbudowa miast wschodniopruskich po I wojnie światowej" przdstawia historię odbudowy miast pruskich w tym Nidzicy. Dziś 4. porcja skanów jej stron.






wtorek, 29 kwietnia 2014

Odbudowa Nidzicy po I wojnie św. cz.3

Książka Jana Salmy "Odbudowa miast wschodniopruskich po I wojnie światowej" przdstawia historię odbudowy miast pruskich w tym Nidzicy. Dziś 3. porcja skanów jej stron.








poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Odbudowa Nidzicy po I wojnie św. cz.2

Książka Jana Salmy "Odbudowa miast wschodniopruskich po I wojnie światowej", przdstawia historię odbudowy miast pruskich, w tym Nidzicy. Dziś 2. porcja skanów jej stron.








niedziela, 27 kwietnia 2014

Odbudowa Nidzicy po I wojnie św. cz.1

Pragnę dla wszystkich, którzy nie nabyli bardzo wartościowej książki J. Salmy "Odbudowa miast wschodniopruskich po I wojnie światowej", zaprezentować jej skany.







sobota, 26 kwietnia 2014

Katastrofa kolejowa pod Kozłowem.


3 lipca 1967 roku doszło do wykolejenia pociągu pod Kozłowem.
Poniżej publikacje na ten temat. 

Panorama Północy nr 31(522) 30.07.1967
Tekst: J. Lewandowicz
...Ma chyba także swoich  konkretnych winowajców zaistniały w I dekadzie czerwca br. W miejscowości Kozłowo, pow. Działdowo, w woj. olsztyńskim tragiczny w skutkach wypadek... Z jadącego na kilkunastometrowej wysokości nasypie pociągu relacji Warszawa Wsch.- Olsztyn- Ełkodczepił się wagon, pociągając za sobą 3 dalsze. Wszystkie wagony stoczyły się z nasypu, w wyniku czego śmierć poniosło 7 osób, a około 50 zostało rannych. Niektórzy pasażerowie tego pociągu po dziś dzień przebywają w szpitalach i nieszybko dojdą do pełnej równowagi zdrowotnej, nie mówiąc już o psychicznej.... Istnieją jednak realne podstawy do stwierdzenia, że tor kolejowy nad rzeką Szkotówką, w pobliżu której rozegrał się ów lipcowy dramat, był w niewłaściwym stanie. Ten znajdujący się w przebudowie odcinek toru nie był opatrzony odpowiednimi znakami ostrzegawczymi, które mogłyby zapobiec nieszczęściu. Mówiąc językiem niefachowców, można powiedzieć, że tor był po prostu za słaby, źle usypany, a niektóre podkłady spróchniałe, co na własne oczy w dniu wypadku widział nięj podpisany. Bo o czymże może świadczyć pogięcie i przemieszczenie całego toru oraz... aresztowanie toromistrza i 4 podległych mu robotników. Zdjęcia R. Czerniewskiego zamieszczone w tym artykule są ilustracjami tego bloga.

Strona internetowa http://kolejarz.lhs.pl/wstep_1.htm
Około godziny 13.13 w kilometrze 9,300 szlaku Działdowo - Kozłowo doszło do wykolejenia 4 ostatnich wagonów pociągu osobowego nr 15111 relacji Warszawa Wschodnia - Ełk. W chwili zdarzenia pociąg jechał z prędkością ok. 90 km/h. Wykolejone wagony wypełnione podróżnymi udającymi się na wakacje zsunęły się z nasypu i przewróciły. Zginęło 7 osób, a co najmniej 47 zostało rannych, w tym 5 ciężko.
Przyczyną
wypadku było wyboczenie toru powstałe podczas upałów w związku z robotami torowymi przeprowadzanymi na tym odcinku w sposób niewłaściwy. Roboty prowadzone były bez nadzoru toromistrza, który będąc w stanie nietrzeźwym oddalił się z miejsca ich wykonywania.

Lista
ofiar:
1.  Józefa Czerniak (Bartążek, pow. Olsztyn)
2.  Jadwiga Ducman - lat 57 (Warszawa)
3.  Andrzej Fabian - lat 19 (Wrocław)
4.  Anna Maria Galwas - lat 30 (Warszawa)
5.  Anny Kowal - lat 13 (Warszawa)
6.  Elżbieta Mendrych - lat 23 (Białystok)
7.  Krzysztof Woźniak - lat 4 (Pustelnik, pow. Wołomin)


Głos Olsztyński nr 157 (4851) - 4 lipca 1967 r.
TRAGICZNA KATASTROFA KOLEJOWA MIĘDZY DZIAŁDOWEM A NIDZICĄ

Wczoraj na linii Działdowo-Nidzica zdarzyła się tragiczna katastrofa kolejowa. Ze składu pociągu osobowego jadącego z Warszawy do Ełku wykoleiły się 4 ostatnie wagony. Kiedy przybyliśmy na miejsce katastrofy - w dwie godziny po wykolejeniu się pociągu - poszkodowani zostali już przewiezieni do szpitala w Działdowie i do przychodni w Nidzicy. Z relacji dr Aleksandra Kłębukowskiego, który kierował lekarską akcją ratunkową na miejscu katastrofy wynika, że część rannych została następnie przewieziona do szpitali w Szczytnie, Mławie, Olsztynie i Ostródzie, a jedną osobę przetransportowano helikopterem do Warszawy.
Do chwili naszego wyjazdu z miejsca katastrofy (godz. 18.30) przesunięto już dwa wykolejone wagony, pod którymi były zwłoki 3 osób: jednego młodego mężczyzny i dwóch kobiet. Zwłok na razie nie zidentyfikowano.
Ogółem
służba zdrowia udzieliła pomocy 47 lżej i ciężej rannym, spośród których 25 osób przewieziono do szpitali. Jak dotychczas ustalono, śmierć poniosło 7 osób. W większości to mieszkańcy Warszawy i okolic, udający się na urlopy. Ogólnej liczby ofiar śmiertelnych jeszcze nie ustalono.
Wiadomość o katastrofie spowodowała natychmiastową mobilizację służby zdrowia, władz i społeczeństwa. Na miejsce tragicznego wypadku przybyły ekipy lekarskie z Działdowa, Olsztyna, Nidzicy, Mławy, Iławy. Oprócz karetek pogotowia zgromadzono dużą liczbę samochodów do przewożenia ofiar katastrofy. Do szpitalnego punktu krwiodawstwa w Działdowie zgłosiło się kilkanaście osób oddając krew potrzebną dla rannych. Wiele osób postronnych zadeklarowało pomoc przy usuwaniu skutków katastrofy.
Na miejsce akcji ratowniczej ok. godz. 15 przybyli: I sekretarz KW PZPR - Stanisław Tomaszewski, Komendant Wojewódzki MO - Bronisław Muczkowski, a wkrótce potem z-ca przewodniczącego WRN Walter Późny. Akcję pomocy koordynował dyżurujący do późnych godzin wieczornych przewodniczący Prezydium WRN - Marian Gotowiec. Dużo ofiarności w akcji ratunkowej wykazali milicjanci z Działdowa, Nidzicy i Olsztyna oraz obsługa ciężkich gąsienicowych ciągników z PGR Kozłowo.
Ogrom pracy związanej z udzieleniem pierwszej pomocy rannym wykazali pracownicy działdowskiej służby zdrowia, a zwłaszcza personel Szpitala Powiatowego, w którym obecnie leży wielu rannych.
Na
miejscu katastrofy kontynuuje pracę służba dochodzeniowa MO, pracownicy Prokuratury Powiatowej w Działdowie i Prokuratury Wojewódzkiej w Olsztynie, a także specjalna komisja Ministerstwa Komunikacji.
Według
wstępnych ustaleń, bezpośrednią przyczyną katastrofy był niezadowalający stan techniczny torów i torowiska. Dalsze szczegóły dotyczące tej sprawy podamy jutro.
(Wies.)


Głos
Olsztyński nr 158 (4852) - 5 lipca 1967 r.
TRAGEDIA NAD SZKOTÓWKĄ

Wykolejenie się koło miejscowości Sarnowo, na granicy powiatu działdowskiego i nidzickiego paru wagonów pociągu osobowego z Warszawy (...)
Dojeżdżamy do rzeczki Szkotówki (...). Skręcamy na błotnistą drogę, ciągnącą się między łąką a strumieniem. Widać wąski nasyp kolejowy, zamykający podmokłą łąkę. Jeden wagon osobowy stoi na torach, przed samym mostem na rzece, a przypięte do niego 4 końcowe wagony leżą na zboczu nasypu. Ostatni wagon spoczywa prawie u podnóża wału, przedostatni znajduje się nieco wyżej, a pozostałe dwa ułożyły się skosem na pochyłości nasypu. Czwarty wagon jednym końcem zawisł na torach i oparł się o słup telefoniczny, który nie złamał się tylko dlatego, że trzymają go gęsto zainstalowane u góry przewody.

Kierujący w miejscu katastrofy akcją porządkową i bezpieczeństwa major MO Zygmunt Gabriel informuje przybyłych przedstawicieli władz wojewódzkich: jakiś kierowca (nazwisko nieznane), przejeżdżający drogą widział z daleka walące się z nasypu wagony i nieprzerwanie trąbiąc popędził do Działdowa, by powiadomić pogotowie ratunkowe. Pierwsza karetka przyjechała do wykolejonego pociągu 18 minut po katastrofie i natychmiast przewiozła rannych do działdowskiego szpitala. Następne karetki z lekarzami, pielęgniarkami i sanitariuszami przyjechały znów z Działdowa oraz z Nidzicy. Udzielono pomocy wszystkim tym, którzy odnieśli obrażenia. Do szpitala w Działdowie zawieziono 20 najciężej rannych, do nidzickiego pogotowia ratunkowego i przychodni (szpital jest w remoncie) - 27 osób. Zwłoki 4 osób odwieziono do Działdowa. Zabici leżą również pod wagonami. Ile osób zginęło - jeszcze nie wiadomo. Zwłok dotychczas nie zidentyfikowano. Obecnie milicja zabezpiecza mienie poszkodowanych. Samochodów jest pod dostatkiem. Przez pewien czas milicja zatrzymywała na drogach powiatu nidzickiego i działdowskiego wszystkie pojazdy osobowe i niektóre ciężarowe, kierując je na miejsce wypadku. Samochody te wykorzystywano do ewakuacji ofiar katastrofy, do przewożenia krwi i leków. (...)
Zmobilizowano
z okolicznych powiatów (oprócz czterech trzyosobowych zespołów: olsztyńskiego, działdowskiego, nidzickiego i iławskiego): 24 karetki pogotowia, 17 lekarzy, 15 pielęgniarek i 21 sanitariuszy. (...)
Zapada decyzja by sprowadzić z pobliskich PGR traktory gąsienicowe celem ściągnięcia wykolejonych wagonów z nasypu. Chodzi głównie o wydobycie przygniecionych zwłok. Ekipa pogotowia technicznego zabiera się do przecinania palnikami tlenowymi złączy wagonów i lin od wózków wagonowych. Jest to konieczne, bowiem wagony mogą być ściągane każdy z osobna, a nie wszystkie jednocześnie.
Idziemy
na torowisko, gdzie pracują zespoły dochodzeniowe milicji, prokuratury i straży ochrony kolei. Na nasypie kolejowym zainstalowano punkty telefonicznej łączności z Warszawą i DOKP w Gdańsku. Łącznościowcy otrzymali wiadomość, że zarówno z Ministerstwa Komunikacji jak i z Gdańska wyjechały już zespoły dochodzeniowe. Idziemy torowiskiem w kierunku miejsca, w którym zdarzyła się katastrofa. Upał niemiłosierny - 32 st. C. Linie szyn równolegle powyginane w lewo i prawo, całość torów przesunięta o kilkadziesiąt centymetrów w kierunku nasypu, po którym stoczyły się wagony. Drewniane podkłady pokrojone przez obrzeża kół, które ześlizgnęły się z szyn. Niektóre podkłady zgniłe bądź spróchniałe. Obrzeża kół kroiły na kawałki metalowe podkładki przygniatające szyny do drewnianych podkładów. Betonowy słup wskazuje, że pociąg oddalił się od Działdowa o 9,3 km. Prawie naprzeciwko tego słupa widać na szynie rysę zrobioną przez obrzeże kół ostatniego wagonu, który spadł z szyn, a potem zleciał z torowiska i nasypu pociągając za sobą następne 3 wagony. W miejscu, w którym wykoleił się wagon, widoczne ślady świeżych robót kolejowych.
Kilkuosobowa
grupa robotników z brygadzistą Władysławem Karabelą samowolnie podjęła tam pracę. Brygada nie wystawiwszy nawet znaków ostrzegawczych zabrała się do podsypywania torów. Po jednej stronie podsypano dłuższy odcinek, po drugiej krótszy. Należy przypuszczać, że wskutek tego lewa szyna miała nieco niższe położenie. Właśnie na stronę wykoleiły się wagony. Stwierdzono poza tym, że podsypy zrobiono nie z tłucznia, ale ze żwiru, w którym gdzieniegdzie znajdowały się większe kawałki. Nasyp kolejowy był zbyt wąski. Pociąg jechał z szybkością 90 km/godz. Szyny prawdopodobnie powyginały się wskutek wysokiej temp. Powietrza. Pociąg do Działdowa przybył o godz. 12.59, z przystanku w Krasnołące ruszył o godz. 13.09, a katastrofa zdarzyła się ok. 13.13. Temperatura dochodziła do 32 st. C.
Brygadzistę i część robotników zatrzymano. Stwierdzono, że brygadzista był w stanie nietrzeźwym.
Po
odsunięciu wagonów okazało się, że spoczywały pod nimi zwłoki jeszcze 3 osób. Pod ostatnim wagonem zwłoki młodego mężczyzny, pod przedostatnim wagonem zwłoki młodej i starszej kobiety. Ogółem zginęło 7 osób: 5 kobiet, jeden mężczyzna i 4-letni chłopczyk. Zidentyfikowano zwłoki 2 osób: kobiety - Józefy Czerniak z Bartążka pod Olsztynem oraz chłopczyka. Nazywa się on Krzysztof Woźniak, pochodzi z miejscowości Pustelnik w pow. Wołomin. Jego matka leży w szpitalu w Działdowie, ma amputowaną prawą rękę.
Wszyscy ranni przebywający w szpitalach, a jest ich obecnie 26, znajdują się pod stałą troskliwą opieką lekarską.
(Stanisław Wieczorek)

Ranni w szpitalach:
·
Szpital Powiatowy w Działdowie: 7 osób
·
Szpital Powiatowy w Iławie: 7 osób
·
Szpital Powiatowy w Mławie: 3 osoby
·
Szpital Powiatowy w Szczytnie: 2 osoby
·
Poliklinika MSW w Olsztynie: 3 osoby
·
Szpital Kolejowy w Olsztynie: 1 osoba
·
Szpital w Reszlu: 2 osoby
·
1 pacjent odwieziony helikopterem do Warszawy


Głos
Olsztyński nr 159 (4853) - 6 lipca 1967 r.

PO KATASTROFIE NAD SZKOTÓWKĄ

(...)
Jak
już pisaliśmy, śmierć poniosło 7 osób. Wszystkie zwłoki przewieziono do szpitala w Działdowie. Do 4 lipca zidentyfikowano zwłoki 2 osób: 4-letniego Krzysztofa Woźniaka z Pustelnika, pow. Wołomin i starszej kobiety - Józefy Czerniak z Bartążka, pow. Olsztyn.
Do 3 lipca zidentyfikowano jeszcze zwłoki 4 osób: Anny Marii Galwas z Warszawy (30 lat), która jechała do st. Kozłowo, oddalonej o parę km od miejsca wypadku, Anny Kowal z Warszawy (13 lat), Jadwigi Ducman z Warszawy (57 lat) oraz Elżbiety Mendrych z Białegostoku (23 lata) (...)
Nie
zdołano jeszcze zidentyfikować zwłok młodego mężczyzny.
Organa śledcze mają poważne trudności z przeprowadzeniem identyfikacji. Wszystkie przedmioty będące własnością podróżnych oraz dokumenty osobiste zostały rozproszone, a zwłoki zniekształcone nie do poznania.
Dwa dni temu zespół przeprowadzający identyfikację był prawie całkowicie przekonany, że jedna z zabitych osób, to B.K. z pow. Ciechanowskiego. Tymczasem B.K. zgłosiła się do MO w Olsztynie meldując, że w miejscu katastrofy zaginęły jej dokumenty. Podobne zdarzenie miało miejsce wczoraj w Działdowie.
We
wtorek i w środę podawaliśmy w "Głosie", że w wyniku katastrofy odniosło cięższe i lżejsze obrażenia ciała 47 osób. W rzeczywistości rannych było więcej, zwłaszcza lekko poszkodowanych. Pewien pasażer zgłosił się do ośrodka zdrowia dopiero na drugi dzień po katastrofie. Okazało się, że ma złamane żebra.
Spośród
ofiar katastrofy przebywających w szpitalach, najpoważniej przedstawia się stan zdrowia 74-letniego Piotra Owczarzyka, mieszkańca Mławy, przewiezionego do jednej z warszawskich klinik samolotem Wojewódzkiego Lotniczego Pogotowia Ratunkowego (W poprzednich numerach nie z naszej winy mylnie poinformowaliśmy, że chorego odwiózł do Warszawy helikopter. Jak się wczoraj dowiedzieliśmy, helikopter przywiózł tylko ekipę ekspertów z Komendy Głównej MO i Ministerstwa Komunikacji).
Jak dotychczas ustalono, ciężkie obrażenia ciała odniosło 5 pasażerów, średnie - 11, a lżejsze - 9. Spośród ofiar katastrofy nadal 26 pacjentów przebywa w szpitalach. (...)
Jak nas informuje dyspozytor oddziałowy PKP w Olsztynie Henryk Sienkiewicz, na odc. Nidzica - Działdowo już na drugi dzień przywrócono łączność kolejową. Przy naprawie torów i torowiska pracowało ok. 100 osób. Poszerzono nasyp, wymieniono 300 m torów i podkładów. Gdyby nie przeszkodziła burza, która trwała tam w nocy prawie 5 godzin, pociągi mogłyby na tej linii kursować już nazajutrz rano. Pierwszy pociąg (z Olsztyna do Działdowa) przejechał przez naprawiony odcinek torów o godz. 11.40 z szybkością 15 km/godz. Następne pociągi pojechały z większą szybkością. Obecnie w tym miejscu wszystkie pociągi obowiązuje jednak zmniejszenie prędkości.
Wykolejonych
wagonów jeszcze nie usunięto. Będą one zabrane najpóźniej do niedzieli [9 lipca 1967 r.]. Do usunięcia ich sprowadza się dźwig kolejowy o nośności ponad 100 ton.
Śledztwo
w sprawie ustalenia dokładnych przyczyn katastrofy w dalszym ciągu prowadzi Prokuratura Wojewódzka i Komenda Wojewódzka MO. Badania przeprowadza również komisja ekspertów KG MO i Ministerstwa Komunikacji.
(Stanisław
Wieczorek)


Głos Olsztyński nr 161 (4855) - 8-9 lipca 1967 r.
PO KATASTROFIE NAD SZKOTÓWKĄ

Jak powiadamia nas Komenda Powiatowa MO w Działdowie, przedwczoraj po południu zidentyfikowano ostatnie (siódme) zwłoki ofiary katastrofy kolejowej, która zdarzyła się na linii Działdowo - Nidzica. Ustalono, że młodym mężczyzną, który poniósł śmierć w tej katastrofie był 19-letni Andrzej Fabian, student z Wrocławia. Wyskoczył on z pociągu akurat na stronę, na którą wykoleiły się wagony.
Z
każdym dniem polepsza się stan zdrowia osób, które podczas katastrofy odniosły rany. Wojewódzką Stację Pogotowia Ratunkowego w Olsztynie poinformowana została przez IV Klinikę Chirurgiczną w Warszawie, że stan zdrowia najciężej rannego Piotra Owczarzyka z Mławy (przewiezionego do Warszawy samolotem) wyraźnie poprawił się. Żadnej z ofiar katastrofy nie zagraża już utrata życia.


Głos Olsztyński nr 170 (4864) - 19 lipca 1967 r.
NIEWŁAŚCIWIE PROWADZONE ROBOTY TOROWE PRZYCZYNĄ KATASTROFY POD DZIAŁDOWEM. USTALENIA KOMISJI MINISTERSTWA KOMUNIKACJI

Komisja Ministerstwa Komunikacji - po zbadaniu przyczyn i okoliczności wykolejenia się w dniu 3 bm. Czterech wagonów pociągu osobowego Warszawa Wsch. - Ełk na odc. Działdowo - Kozłowo - stwierdza, co następuje:
Opierając
się na oględzinach taboru i toru w miejscu wypadku, na przesłuchaniach świadków, obwinionych, opiniach rzeczoznawców i analizie dokumentów, komisja ustaliła, że przyczyną wykolejenia było wyboczenie toru powstałe w związku z robotami przeprowadzanymi na tym odcinku w sposób niewłaściwy.
Bezpośrednią
winę za to ponosi toromistrz Władysław Karabella, który podjął decyzję o prowadzeniu robót i po dokonaniu wstępnych pomiarów oddalił się, zaniedbując obowiązek nadzoru nad pracą podległej mu grupy robotników.
Badanie
wykazało ponadto, że w godzinach poprzedzających katastrofę w czasie trwania robót torowych, toromistrz pił wódkę.
Uznany
za bezpośredniego sprawcę wykolejenia pociągu Władysław Karabella przebywa w areszcie tymczasowym, oczekując na rozprawę sądową po zakończeniu toczącego się śledztwa. Niezależnie od odpowiedzialności sądowej, zostanie on dyscyplinarnie zwolniony z pracy na kolei.
Pośredni
wpływ na powstanie sytuacji zagrażającej bezpieczeństwu ruchu miały także zaniedbania w dziedzinie kontroli i nadzoru, jakich dopuścili się zwierzchnicy toromistrza. O ich winie i karze za te zaniedbania orzeknie komisja dyscyplinarna przy DOKP w Gdańsku.