poniedziałek, 30 czerwca 2014

Mazurskie dole i niedole


"Mazurskie dole i niedole" Emilii Sukertowej-Biedrawiny (1887-1970) to książka (Warszawa 1947) opisująca m.in. zwyczaje spotykane na Mazurach. Znajdziemy w niej takie rozdziały jak: Dusza mazurska w świetle legend, Wesele w Murawkach, W pustą noc, Adwent i Gody, Nowy Rok, Rogale- święto Trzech Króli. 
   Jeden rozdział autorka poświęciłą nidzickiemu pastorowi Jerzemu Wasiańskiemu.






Grób symboliczny Jerzego Wasiańskiego na nidzickim Cmentarzu Komunalnym.



niedziela, 29 czerwca 2014

Jutrznia mazurska na gody




Kolejna pozycja wydana przez Instytut Mazurski to "Jutrznia mazurska na gody" Karola Małłka. Pierwsze wydanie tego utworu scenicznego było w 1931 r.

Karol Małłek urodził się 18 marca 1898 r. w Brodowie pod Działdowem, w ówczesnym Kreis Neidenburg. K. Małłek zwany "królem Mazurów" to nauczyciel, działacz narodowy, prozaik, folklorysta i publicysta.







23 października 1711 r. Król pruski, jako głowa kościoła ewangelickiego w Prusach zakazał urządzania ,,Jutrzni", ale przyzwyczajenie ludu mazurskiego okazało się silniejsze. W nocy z 24 na 25 grudnia w kościołach, szkołach, a nawet prywatnych domach na Mazurach obchodzono bożonarodzeniowe widowisko misteryjne zwane Jutrznią na Gody. Jutrznia na Gody częściowo odpowiadała pasterce, a częściowo - jasełkom. Zaczynało ją wejście do pomieszczenia, w którym odbywał się obrzęd procesji ubranych na biało dzieci, które w rękach trzymały zapalone świece, następnie recytowały, śpiewały pieśni, przywoływały dialogi Pasterzy, czy Trzech Króli. Max Toeppen pisał w XIX w., że była to "bardzo charakterystyczna i wielce lubiana uroczystość". W 1784 r. pastor nidzicki Jerzy Józef Rosocha wystąpił do władz z petycją o uchylenie królewskiego zakazu. Petycję Rosochy odrzucono, jednakże ,,Jutrznię" wbrew zakazowi urządzano nie tylko po wsiach powiatu nidzickiego (w 1931 r. pochodzący z powiatu nidzickiego Karol Małłek opracował i wydał utwór sceniczny Jutrznia mazurska na Gody, wznowiony - z uzupełnieniami i poprawkami - w 1946 roku).

piątek, 27 czerwca 2014

Gdzie jest Gregorovius?


    W numerze 20/21 z 2000 roku w czasopiśmie Borussia pojawił się artykuł Gabrieli Brudzyńskiej "Gdzie jest Gregorovius?". Autorka opisuje m.in. losy urny z prochami uczonego po przywiezieniu w 1911 r. do Nidzicy. Okazuje się, że  na zamku koło Weimaru w 1999 r. znaleziono tablicę z napisem:
Tu spoczywają śmiertelne szczątki Ferdynanda Gregoroviusa, niemieckiego historyka i obywatela Rzymu 19 stycznia 1821 - 1 maja 1891. 
  Zapraszam do przeczytania artykułu.







czwartek, 26 czerwca 2014

Sierpniowe salwy cz.2

Druga część wybranych fragmentów z ksiązki B. W. Tuchman "Sierpniowe salwy".
 

Straty niemieckie były mniejsze; Scholz, zdając sobie jednak sprawę z liczebnej przewagi Rosjan, wycofał się o jakieś 15 kilometrów, zakładając na noc kwaterę we wsi Tannenberg. Samsonow, wciąż dopingowany przez Żylińskiego, który nalegał, że musi dojść do zaplanowanej linii, skąd będzie można odciąć "odwrót" nieprzyjacielowi, wysłał rozkazy z marszrutami na dzień następny do wszystkich swych korpusów: XXIII na lewym skrzydle, XV i XIII w centrum i VI na prawym skrzydle. Za Nidzicą łączność stała się jeszcze słabsza. Jednemu z korpusów zabrakło w ogóle drutu i mógł polegać tylko na gońcach konnych. VI korpus nie posiadał klucza do szyfru, używanego przez XIII korpus, i w konsekwencji rozkazy Samsonowa wysłano bez szyfrowania drogą radiową.
...O świcie 26 sierpnia VI korpus Samsonowa zgodnie z rozkazem rozpoczął marsz w kierunku centrum, nie wiedząc, że został on już odwołany... Kilka kilometrów z tyłu za frontem, w głównej kwaterze Drugiej Armii, znajdującej się w Nidzicy, generał Samsonow jadł właśnie obiad w towarzystwie szefa sztabu, generała Potowskiego, i brytyjskiego attaché wojskowego, majora Knoxa, gdy nagle rozbita dywizja z XXIII korpusu zalała tłumnie ulicę. W nastroju przerażenia każdy odgłos przywodził im myśl o pogoni; turkot wozu ambulansowego wywołał okrzyk: "ułani nadjeżdżają!" Słysząc ten zgiełk Samsonow i Potowski, człowiek nerwowy, noszący pince-nez, z nieznanego już dziś powodu zwany "szalonym mułłą", przypięli szable i pośpieszyli na zewnątrz. Zobaczyli tam na własne oczy, w jakim stanie znajduje się wojsko. Ludzie byli "straszliwie wyczerpani...przez trzy dni nie mieli ani chleba, ani cukru". Pewien dowódca pułku powiedział im: "Moi żołnierze od dwóch dni nie otrzymali żadnych racji żywnościowych, nie przyszło żadne zaopatrzenie". ... Załamanie się "słynnego I korpusu", w którego twardy opór tak wierzył, a oprócz tego załamanie się VI korpusu na drugim skrzydle, oznaczały dla Samsonowa zapowiedź końca. Obie jego flanki zostały otoczone; jego kawaleria, jedyna broń, w której miał liczną przewagę nad Niemcami, rozwinięta zbyt szeroko na skrzydłach, nie odegrała w bitwie bardziej użytecznej roli, teraz zaś była izolowana; dostawy i łączność stanowiły jeden wielki chaos; jedynie nieugięte korpusy XV i XIII walczyły nadal. W swej głównej kwaterze, w Nidzicy, Samsonow słyszał zbliżający się huk dział François. Wydawało mu się, że tylko jedno może jeszcze uczynić. Zatelegrafował do Żylińskiego, że wyrusza na linię walki, a następnie, nakazując wysłać do Rosji bagaże i nadajnik radiowy, przeciął łączność z tyłami. Powody tej decyzji- jak mówiono -"zabrał ze sobą do grobu". chociaż nie tak trudno je zrozumieć. Armia, którą oddano pod jego komendę, rozpadła się. Stał się więc znów oficerem kawalerii i generałem dywizji i czynił to, co umiał najlepiej. Wraz z siedmioma sztabowcami, na koniach zarekwirowanych od jakiś kozaków, odjechał siedząc w siodle, w którym zawsze czuł się jak w domu, by osobiście objąć dowództwo w ogniu. Zaraz za Nidzicą, 28 sierpnia, pożegnał się z majorem Knoxem, Samsonow siedział wówczas na ziemi otoczony swymi oficerami sztabowymi, studiując mapę. Wstał, wziął Knoxa na stronę i powiedział mu, że sytuacja jest "krytyczna". Dodał, że jego powinnością jest pozostać do końca z armią, lecz obowiązkiem Knoxa jest złożenie raportu swemu rządowi; radził mu wracać, "dopóki jest jeszcze czas". Dosiadł konia; odwrócił się w siodle i odjeżdżając ze smutnym uśmiechem powiedział: "Nieprzyjaciel miał szczęście jednego dnia, my je będziemy mieć w innym". ... Trwający przez następne dwa dni, 29 i 30 sierpnia, odwrót był straszliwą i nieubłaganą katastrofą.
Rycina obrazująca kozaków na ulicach Nidzicy z książki A. Kuhna ( zobacz http://neidenburg-nibork-nidzica.blogspot.com/2013/12/burmistrz-kuhn.html )

... Dwudziestego dziewiątego sierpnia generał Martos i kilku oficerów z jego sztabu, w eskorcie pięciu kozaków, usiłowało znaleźć przejście przez lasy. Nieprzyjaciel strzelał ze wszystkich stron. Generał major Maczagowski, szef sztabu Martosa, zginął od serii karabinu maszynowego. Innych z grupy wystrzelano pojedynczo, jednego po drugim, aż z generałem pozostał tylko jeden oficer sztabu i dwóch ludzi eskorty. Ponieważ jego chlebak pozostał z zaginionym obecnie adiutantem. Martos od rana nie miał nic do jedzenia, picia i palenia. Jeden z koni, całkowicie wyczerpany, położył się i zdechł; wobec tego zsiedli i prowadzili pozostałe. Zapadła ciemność. Starano się kierować według gwiazd, lecz chmury pokryły całe niebo. Gdy usłyszano zbliżające się wojsko, myślano, że są to swoi, ponieważ konie ciągnęły ku nim. Nagle poprzez drzewa rozbłysnął niemiecki reflektor i ślizgał się wahadłowym ruchem, tam i z powrotem, wyszukując ich. Martos usiłował wskoczyć na siodło i odjechać galopem, lecz koń jego został ugodzony. Upadł i został pojmany przez żołnierzy niemieckich. ...
 Grób generała Maczugowskiego i jego żołnierzy w lesie koło byłej leśniczówki Wolisko.

W lasach położonych na północ od Nidzicy resztki korpusu Martosa zostały wybite lub poddały się. Tylko jeden oficer z XV korpusu uszedł i powrócił do Rosji. Około 15 km na wschód od Nidzicy resztki XIII korpusu, których dowódca, generał Kliujew, został również ujęty, okopały się w krąg. Przy pomocy czterech dział, zdobytych w lasach na niemieckiej baterii, powstrzymali oni nieprzyjaciela przez całą noc z 30 sierpnia, aż do chwili, gdy zabrakło im amunicji i większość z nich już nie żyła. Pozostałych wzięto do niewoli. Ostatni atak rosyjski miał miejsce tego dnia, zmontowany z ogromną energią przez generała Sireliusa, następcę Artomonowa, usuniętego z dowództwa I korpusu. Zebrawszy zarówno rozproszone, jak i świeże pułki oraz jednostki artylerii, które dotąd nie brały udziału w bitwie, sformował siłę równą mniej więcej jednej dywizji i przystąpił do ofensywy, którą przełamał linie François i doprowadził do odbicia Nidzicy. Nastąpiło to jednak za późno i miasta nie dało się utrzymać. Ten ostatni bojowy akt rosyjskiej Drugiej Armii nie nastąpił z rozkazu generała Samsonowa, ponieważ ten wtedy już nie żył. ... Zwycięzcy również poważnie ucierpieli. Zmęczenie i napięcie sześciodniowej bitwy sprawiły, że nerwy ich były w strzępach. Kiedy Nidzica, przechodząca cztery razy z rąk do rąk, 31 sierpnia została znów zdobyta przez Niemców, zdenerwowany żandarm krzyknął: "Halt!" w kierunku jadącego z dużą szybkością przez rynek samochodu. Gdy kierowca wozu, którym, jak się okazało, jechał generał von Morgen, nie zareagował, żandarm wrzasnął: "Stać! Rosjanie!" i wypalił. Grad pocisków spadł natychmiast na samochód, zabijając szofera i raniąc oficera siedzącego obok generała. Tej samej nocy, gdy z trudem uratował się od własnych żołnierzy, von Morgena zbudził ze snu jego ordynans, krzycząc: "Rosjanie wrócili!", i uciekł trzymając kurczowo mundur generała. Ku swemu "niesłychanemu zakłopotaniu" von Morgen musiał pojawić się na ulicy, przypinając pas z rewolwerem wprost na bieliznę.


środa, 25 czerwca 2014

Sierpniowe salwy


Ważną pozycją do poznania przebiegu Bitwy Sierpniowej 1914 r. jest praca Barbary W. Tuchman "Sierpniowe salwy". W rozdziale 15 "Nadjeżdżają Kozacy" i 16 "Tannenberg" poznajemy przebieg Bitwy Mazurskiej. 
  Fragmenty książki:
 Samsonow przekroczył granicę 19 sierpnia, czyli zgodnie z harmonogramem, lecz Żyliński był tak przekonany, że nastąpi opóźnienie, iż uprzedzał fakty.
"Posuwamy się zgodnie z harmonogramem, bez zatrzymywania się, przechodzimy marszem przez piachy ponad dwadzieścia kilometrów. Nie mogę iść szybciej"- odpowiedział Samsonow. Meldował, że jego ludzie maszerują przez 10-12 godzin dziennie bez postojów. "Muszę mieć natychmiastowe, decydujące operacje"- telegrafował Żyliński w trzy dni później. "Ogromne wyczerpanie ludzi uniemożliwia zwiększać szybkość" - odpowiedział Samsonow -"Ten kraj jest zdewastowany, konie od dawna są bez owsa, nie ma chleba".
  Tego dnia XV korpus Samsonoiwa pod dowództwem generała Martosa spotkał się z XX korpusem generała Scholza. Rozpoczęła się walka. Niemcy nie mając jeszcze posiłków wycofali się. W odległości około 15 km od granicy generał Martos zajął Działdowo i Nidzicę, które jeszcze kilka godzin temu były kwaterami głównymi generała Scholza. Kiedy patrole kozackie wchodzące do Nidzicy zameldowały, że niemieccy cywile strzelają do nich z okien, generał Martos polecił ostrzeliwanie miasta: zniszczono wówczas większą część rynku.
 Wieczorem 23 sierpnia korpus generała Martosa, ośmielony informacjami zwiadu, że nieprzyjaciel wycofuje się, ruszył spod Nidzicy i zajął pozycję w odległości 700 metrów od linii niemieckich. Korpus Scholza okopał się pomiędzy wsiami Orłowo i Frankowo. Rosjanie otrzymali rozkaz wzięcia okopów za wszelką cenę. Całą noc przeleżeli na swej pozycji, a przed świtem przeczołgali się jeszcze o sto metrów do przodu. Gdy nastąpił sygnał do ataku, w trzech rzutach przebiegli ostatnie 600 metrów, padając na ziemię pod ogniem niemieckich karabinów maszynowych i zrywając się do przodu, padając na ziemię i podrywając się znowu. Gdy nadciągnęła fala postaci ludzkich w białych rubaszkach z błyszczącymi bagnetami, Niemcy wygramolili się z okopów, rzucili karabiny maszynowe i uciekli.


wtorek, 24 czerwca 2014

Plon czyli dożynki na Mazurach

     Przedstawiam kolejną pozycję wydaną przez Instytut Mazurski. Plon czyli dożynki na Mazurach Karola Małłka miał pierwsze wydanie jeszcze przed II wojną.
  Prezentowane wydanie pochodzi z 1946 r. 
  Sylwetkę Karola Małłka (brata pierwszego starosty nidzickiego) proponuję przeczytać na stronie http://diec.mazurska.luteranie.pl/pl/biuletyn/KMallek.htm
O Instytucie Mazurskim proponuję przeczytać na stronie http://leksykonkultury.ceik.eu/index.php/Instytut_Mazurski_w_Olsztynie
Na https://www.youtube.com/watch?v=DBKbOybvLy4 można obejrzeć inscenizację Plonu zorganizowane przez Stowarzyszenie Rozwoju Wsi Koczarki i zespół "Mazurska Kosaczewina".














poniedziałek, 23 czerwca 2014

Wiersz F. Gregoroviusa o zamku

     Andreas Kossert  w ksiązce „Mazury.Zapomniane południe Prus Wschodnich” przytacza wiersz autorstwa Ferdynanda Gregoroviusa.
 W 1865 roku przesłał on do Florencji swojej złożonej chorobą wschodniopruskiej przyjaciółce Paulinie Hillmann wiersz o jedenastu zwrotkach, zatytułowany Zamek nad Nidą:

Stary zamek nad Nidą,
Ojczyzny dumę i radość,
Opiewać pragnę.
Jam z jego wieży
Sokół, którego w czas burzy
Poniosło w dalekie kraje.

Wieże, co się tam wznoszą,
Z dawnych rycerskich dni
Mocarnie tak i hardo.
One mi były mistrzami,
Niemieckich herosów duchy;
Co mnie niegdyś chowały.

Przeczucie świata-
Oto, co z owych blanków
W duszę mi spłynęło;
Wszystko, com rzekł, wyśpiewał,
Wszystko to wyszło
Od ciebie- zamku ojców.

Nigdy cię już nie zobaczę,
Na górze zielonej nie stanę
Pod ciemnym dębem;
Nie ujżę obłoków ciągnących,
Jaskółek dokoła krążących

Jak we śnie o dzieciństwie.





niedziela, 22 czerwca 2014

Podróż do Prus 1844



Zaprezentuję fragmenty wspomnień Augusta M. Grabowskiego z 1844 roku. W 1946 r. Państwowe Zakłady Wydawnictw Szkolnych w Warszawie wydały te wspomnienia. Duży fragment tych wspomnień dotyczy przybycia Grabowskiego do Niborka/Nidzicy. Fragmenty tych relacji z podróży wykorzystywał Edward Martuszewski w swoich opracowaniach dotyczących historii Mazur i Nidzicy.


Edward Martuszewski „Nawet kamień” wyd.I Łódż 1965
Wspomnienia Augusta Maksymiliana Grabowskiego „Podróż do Prus” (1844) [ patrz tez A.M. Grabowski „Podróż do Prus”(1844) PZWS Warszawa 1946] Urodził się w guberni płockiej trzy mile od Napiórek, Kanigowa. Mieszkali tu Napiórkowscy, Kanigowscy. „W mieście pruskim Niborku zastałem orszak pogrzebowy na cmentarzu. Powierzchowność niemiecka tych ludzi uwiodła mnie, że są niemieckimi ich książki, ich śpiewy nad grobem. Nieprawda jednak; mają oni książki polskie, tylko odbite głoskami gotyckimi nie łacińskimi.(...) W NIborku jeszcze poznałem ważne jestestwa ludzi uczonych, ale mało nauczonych; Polaków wychowanych w niemieckich fabrykach głupienia Polaków. Kapitan Uklański pociągnięty, jak mówił, moją powierzchownością polską, moim strojem, przyszedł do mnie, kiedy oglądałem zamek niborski, z zapytaniem: Zdaje mi się, że pan z Polski? (...) Kapitan Uklański powiedział mi, że ma dwóch synów, że jeden z nich gospodaruje pod Wielburkiem, a drugi pracuje w Królewcu jako Naturforscher (badacz natury)”



Edward Martuszewski "Z dziejów Ostródy, Nidzicy i powiatu nidzickiego" Olsztyn 1976
Również Polacy przybywający do Nidzicy interesowali się ludnością miasta. W roku 1844 tak pisał August Maksymilian Grabowski:
,,Strażnik celny, weteran armii Germanów nad granicą naszą, przez dumę narodową czy też w swoim duchu pojmowane gospodarstwo krajowe, nie zapytał mnie, kto jestem? gdzie dążę? choć wiedział, że przybyłem z Królestwa Polskiego. Był on pewny, że jestem kontrabandzistą. [...]
W mieście pruskim Niborku zastałem orszak pogrzebowy na cmentarzu.(Po zlikwidowaniu grobów na placu kościelnym chowano zmarłych jakiś czas na Górze Garncarskiej, między innymi pochowany tam został Ferdynand Tymoteusz Gregorovius, natomiast w 1830 założono cmentarz przy drodze do Napierek i właśnie koło niego musiał przejeżdżać Grabowski zbliżając się do Nidzicy).
Powierzchowność niemiecka tych ludzi uwiodła mnie, że są niemieckimi ich książki, ich śpiewy nad grobem. Nieprawda jednak; mają oni książki polskie, tylko odbite zgłoskami gotyckimi nie łacińskimi. Jako luteraki (ich wyznanie) sami bez księdza śpiewali pieśni mogilne, w których prosili Boga o "zmioowanie" (ich wymowa) nad nieboszczykiem. Dziwne, że wada języka przeszkadzająca wymówieniu głoski ł, u nas rzadko spotykana, tam jest powszechną klęską wymowy, ł jest niepodobieństwem dla Prusaka, Kaszuba i Ślązaka(A.M. G r a b o w s k i: Podróż do Prus. Paryż 1859, s. 9.)
Osiemnastowieczne określenie "polski Prusak" zostały w XIX wieku zastąpione przez ,,Mazur pruski". Oba określenia były ,,uczone" - prości ludzie mówili "luteraki" albo "królewskie luteraki"( K.Brzozowski: O Lenartowiczu (z własnych wspomnień).Przegląd Naukowy i Literacki 1893, nr 1-2).
,,W Niborku --- pisał Grabowski - poznałem jeszcze ważne jestestwa ludzi uczonych, ale mało nauczonych: Polaków wychowanych w niemieckich fabrykach głupienia Polaków. Kapitan Uklański pociągnięty, jak mówił, moją powierzchownością polską, moim strojem, przyszedł do mnie, kiedy oglądałem zamek niborski, z zapytaniem: Zdaje się że pan z Polski? [...] Kapitan Uklański powiedział mi, że ma dwóch synów; że jeden z nich gospodaruje pod Wielburkiem, a drugi pracuje w Królewcu jako Naturforscher. Przede wszystkim temu biednemu ojcu Uklańskiemu wytłumaczyłem, iż ma syna badaczem natury. [...]
W Niborku spotkałem jeszcze kupca Maleckiego, mówiącego po polsku, który niegdyś zapewne był Małeckim, i dzięki zakończeniu prawdziwie polskiemu, zgermanizował swoje nazwisko tylko o jedną kreskę [...]. Malecki, jak mi się zdaje, nie czytuje historii, szuka przyjemności w życiu z żoną, nie umiejącą ani wyrazu po polsku, dość nawet chytrze patrzącą na Polaków; szuka szczęścia w pomnażaniu Niemców Ma1eckich i majątku dla nich. Kiedy usiłowałem zwrócić jego uwagę na pochodzenie i jego grzechy przeciw polszczyźnie, uśmiechnął się.
W Niborku poznałem także pocztowego urzędnika Wilczka, który wszakże, mimo swoje zdolności językowe, versteht gar nichts (nie rozumie nic) po polsku. Wspomniałem mu o Wilczku, oficerze wojsk polskich, który skończył życie samobójstwem szlachetnym, umarł po rycersku.( Mowa o kapitanie wojska Królestwa Polskiego znieważonym przez wielkiego księcia Konstantego.)
Wilczek Niborski nie słyszał nic o tym (nie dziw); przyznawał się on do pochodzenia polskiego; ale że nie umie ani wyrazu po polsku, przyznawał się tylko w połowie.
Uśmiechnął się prawie tak jak Malecki, kiedy mu powiedziałem, iż powinien uczyć się po polsku od mieszczan i włościan Polaków.
Wilczek ten jest Niemcem doskonałym, małpuje fanfaronadę mowy niemieckiej aż do niezrozumiałości, niewymawiania r. Jednak ma w sobie polską cechę, choć jedną- skłonność do francuszczyzny; chętnie mówił po francusku. Zresztą człowiek młody, wesoły, zajęty był rozmową z pannami tłustymi, wesołymi, o krótkich rękawkach [...].
Zaraz na rynku spotkałem stróża nocnego (było to w nocy), któremu nie tak trudno było wysławiać się naszą mową, jak wychowańcowi Uniwersytetu Królewieckiego, filologowi Nawrockiemu[...]. Pytał on o Polskę, o Warszawę. Opowiadał mi, że kiedyś błądząc po lasach dostał się aż pod Warszawę, iż ją nawet widział z daleka. Powiedział mi, że król pruski panujący niedawno przejeżdżał przez ich miasto; iż wszedł do kościoła, kazał podać psałterz i śpiewał z nimi pieśni po polsku. Ta myśl, jak uważałem, była jego ulubioną tułaczką, czy panią jego głowy.[...]
Z ludności, rolnicy i w ogóle mieszkańcy ulic bocznych Nidborka są Polakami; rynek posiadają majętniejsi Niemcy przvbysze, albo i Polacy zgermanizowani, którzy zmienili nazwiska krótkim sposobem: i tak Płonka zmienił swoje nazwisko na Plonke, Letki na Liedtke".(A. M. G r a b o w s k i, op. cit.,s.10,23-26.)