niedziela, 23 marca 2014

Odstąpienie kościoła



19 września 1948 roku dawny kościół katolicki otrzymali ewangelicy. Tak to przejęcie wspomina ks. Alfred Jagucki w wydanej w 2004 roku książce "Mazurskie dole i niedole".

    W Nidzicy były dwa kościoły: duży ewangelicki i mały katolicki. Początkowo oba były zajęte. Później mały kościół nie był przez katolików użytkowany. W 1949 roku wystąpiliśmy do władz wojewódzkich, że nie będziemy się upominali o nasz duży kościół, ale żeby nam dano mały kościół katolicki, ponieważ ewangelicy stanowią dziś w  Nidzicy mniejszość. Zastępowałem chorego księdza seniora Edmunda Friszkego i wziąłem udział w konferencji w Olsztynie, w której uczestniczył też przedstawiciel kurii biskupiej. Kiedy przedstawiłem nasz projekt, usłyszałem odpowiedź:
-To nie możliwe, ponieważ na oddanie kościoła ewangelikom potrzebna jest zgoda Watykanu!
   Wtedy zapytałem:
-A czy na zabranie kościoła ewangelickiego też była potrzebna zgoda Watykanu?
-Odpowiedź brzmiała, że nie, ponieważwszystkie grabie grabią do siebie? Czy kościelne też?
   Skończyło się na oświadczeniu, że ludność katolicka nie dopuści do oddania kościoła ewangelikom i że trzeba się liczyć z tym, żecepy i widły będą w  robocie, a nawet ogień. Gdy później w urzędzie wojewódzkim nalegałem na przydzielenie małego kościoła w Nidzicy, urzędnik zapytał mnie, czy pamiętam pogróżki kanclerza kurii biskupiej. Odpowiedziałem pytaniem, czy władze nie w stanie zapewnić nam bezpieczeństwa. Ustaliliśmy dzień, kiedy urzędnik pojedzie ze mną do Nidzicy, abyśmy na miejscu zorientowali się w sytuacji. Gdy razem oglądaliśmy kościół z zewnątrz, podeszło do nas dwóch parafian katolickich. Zapytani, co sądzą o tym, aby ten kościół był dany ewangelikom, powiedzieli:
-Słusznie. Ten kościół jest nam niepotrzebny. A to hańba, żeby ewangelicy musieli zbierać się na swoje nabożeństwa w kinie, w szkole lub w gospodzie.
  Zwróciłem uwagę towarzyszącemu mi urzędnikowi, jak zupełnie inaczej podchodzą do sprawy katoliccy parafianie, aniżeli księża. Byłem zdecydowany przejąć kościół, mimo pogróżek z drugiej strony. Ustaliliśmy, której niedzieli nastąpi przejęcie. Odczuwałem jednak pewien lęk, że pogróżki, jakie usłyszałem na konferencji w Olsztynie, mogą nie być wcale gołosłowne. Na nabożeństwie w Nidzicy, które odbyło się znów w jakimś lokalu, kazałem ogłosić termin nabożeństwa, które odbędzie się tym razem w kościele. Na tydzień przed wyznaczonym terminem wysłałem na nabożeństwo katolickie do Nidzicy jedną nauczycielkę z Sorkwit i moją żonę, aby posłuchały, czy ksiądz nie wezwie w kazaniu do jakieś akcji. Nic podobnego nie było. Mimo to pojechałem na to pierwsze nasze nabożeństwo w byłym kościele katolickim z drżącym sercem. Odprawiałem razem z księdzem Eugeniuszem Jungtą, któremu miałem powierzyć kościół i administrację parafii w Nidzicy. Kościół był wypełniony po brzegi. Chyba połowę obecnych stanowili katolicy, którzy przybyli z ciekawości. Gdy powiedziałem:Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus, usłyszałem donośny pomruk:Na wieki wieków!Dałem pieśni, znane także katolikom:Kiedy ranne wstają zorze,Ojcze z niebios,Pod Twą obronę.

 Śpiew był potężny. Nabożeństwo odbyło się bez jakichkolwiek zakłóceń, w spokoju i godnie. Znów okazała się prawda słów Psalmu:O, jak dobrze i miło, gdy bracia w zgodzie mieszkają!Bracia, ewangelicy i katolicy, pod jednym dachem, w jednym domu Bożym.


Na jednej z fotografii umieszczonej w tej książce znajdujemy zdjęcie z duchownymi Diecezji Mazurskiej, rok 1963. Strzałką zaznaczyłem ks. Jerzego Z. Otello.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz