W Komunikatach Mazursko-Warmińskich 1976 nr 3 Ryszard Juszkiewicz w rozprawie "Bitwa pod Mławą" pisze:
Przeciwniczka armii "Modlin", 3 Armia Polowa, dowodzona przez gen. artylerii Georg von Küchlera miała za zadanie nacierać trzonem swoich sił na kierunku Mława-Ciechanów-Wyszków [...]
Dow.3A.P. dysponował liczbą 360000 żołnierzy, a bezpośrednio na kierunku mławskim- 98608 żołnierzami, wobec 45000 żołnierzy gen.Przedzymirskiego.[...] Przed pozycjami mławskimi znajdowały się siły I Korpusu gen. por. Waltera Petzela. Na lewo od wojsk Korpusu, w kierunku Działdowa, zajmowały stanowiska wyjściowe oddziały 217 dywizjii piechoty. I Korpus gen. W. Petzela w składzie 11 i 16 dywizji piechoty i grupa pancerna "Kempf", miały wykonać czołowe uderzenie na Mławę i Studzieniec w celu zdobycia pozycji głównej 20 dyw. piechoty i zniszczenia jej w tym rejonie.
W skład 11 dyw.piechoty wchodziły: 2,23,44 pułki piechoty, 11 pułk artylerii(3 dywizjony lekkie) oraz dwa dyw.z 47 pułku artylerii ( w tym jeden ciężki). Dywizją liczącą 17734 żołnierzy, dowodził gen.por. Max Bock. 61 dyw.piechoty składała się z 151,162 i 176 pułków piechoty oraz 61(?) pułku artylerii. Dowódcą był gen.mjr. Siegfried Haenicke. Dywizja ta należała do jednostek drugiego rzutu i była jakościowo gorsza niż 1,12 czy 11 dyw.piechoty. Liczyła ona 15175 żołnierzy.
Dowódcą 217 dyw.piechoty, której pułk nacierał na lewe skrzydło zgrupowania mławskiego, był gen. mjr. Baltzer. Pułk ten wraz ze środkami wzmocnienia liczył 3500 żołnierzy. Dywizja ta należała do jednostek trzeciego rzutu.
Kombinowana dywizja pancerna "Kempf" miała w swoim składzie szacunkowo 160 czołgów lekkich oraz innych i 7515 żołnierzy. Dow. dywizji był gen.mjr. Werner Kempf.
Korpus gen. Alberta Wodriga w składzie 1 i 12 dyw.piechoty (bez 2 batalionów, pozostawionych w Gdańsku), nz od nazwiska dow. korpusem "Wodriga", miał wykonać czołowe uderzenie z rejonu nadgranicznego: 1 dyw.piech.z poligonu Muszaki w kierunku na miasteczko Janowo i 12 dyw. piech. z rejonu Szczytna i Wielbarka w kier. na Chorzele.Dow.1 dyw. piech. był gen. por. Joachim von Kortzfleisch. W skład tej dywizji wchodziły 1,22 i 43 pułki piechoty, 1 pułk artylerii ( o 3 dyw. lekkich), ciężki dywizjon 37 pułku artylerii oraz obserwacyjny dywizjon artylerii. Dywizja ta liczyła 17734 żołnierzy.
Oddziały 3 Armii zajeły podstawy wyjściowe do natarcia w dniach 30 i 31 sierpnia.
Zabici w pow. mławskim żołnierze polscy zostali pogrzebani m.in.na cmentarzu w Nidzicy. Niemcy na cmentarzu wojskowym m.in. Nidzica.
Edward Martuszewski "Z dziejów Ostródy, Nidzicy i powiatu nidzickiego" Olsztyn 1976
W roku 1939 z rejonu Nidzicy wyszło silne uderzenie trzeciej armii hitlerowskiej w kierunku Warszawy. Niemieckie oddziały pancerne na nidzickiej stacji kolejowej zostały wówczas zbombardowane przez samoloty 41 eskadry pomorskiego czwartego pułku lotniczego. Nie zahamowało to naturalnie niemieckiej ofensywy. Jedenastu polskich ułanów z przasnyskiego szwadronu kawalerii, którzy zginęli w walkach pod Janowem, pochowanych zostało na nidzickim cmentarzu.Leszek Moczulski „Wojna polska. Rozgrywka dyplomatyczna w przededniu wojny i działania obronne we wrześniu-październiku 1939” Poznań 1972
Już o godzinie 4.45 czata ppor. Zbigniewa Grzybowskiego z 80 Pułku Strzelców Nowogródzkich stwierdziła wtargnięcie przeciwnika przez granicę i rozwijające się uderzenie w kierunku Mławy. Z Prus Wsch. ruszyła na południe 3 armia niemiecka, skupiona na osiemdziesięciokilometrowym odcinku od Dąbrówna przez Nidzicę po Wielbark i Rozogi. Wprost na Mławę nacierał I Korpus gen. Petzela, a na wschód od niego stworzony doraźnie korpus gen. Wodriga.[...] Drogę do Mławy zagradzała 20 dywizja piechoty,[...] opierająca się o 45 betonowych schronów, które mogłaby zniszczyć tylko najcięższa artyleria.[...]
Dowodzący armią gen. Küchler miał w pasie głównego uderzenia 62 bataliony, 638 dział i moździerzy i 160 czołgów. Dowódca polskiej armii „Modlin” posiadał 35 batalionów, 224 działa i moździerze, 27 czołgów rozpoznawczych.[...] Nacierający na Mławę gen. Petzel, aby nie tracić czasu, nie rozwinął początkowo do boju wszystkich swoich 21 batalionów piechoty i 2 batalionów czołgów.
Armia „Modlin”. Dowódca- gen. bryg. Emil Przedrzymirski- Krukowicz. Szef sztabu- płk. dypl.Grodzki. Skład: 8,20 DP, Mazowiecka i Nowogródzka BK. Lotnictwo: 152 esk. myśl., 41 esk. rozpozn., 53 esk. obserw.
Komunikaty Mazursko-Warmińskie 1983 recenzje i omówienia J. Pawlak "Polskie eskadry w wojnie obronnej 1939" -rec.Bronisław Sałuda
1IX zrzucono 4 bomby na skupisko taborów w rejonie Olsztyna (lot kpr. Władysława Iliaszewicza, Bolesława Jarkowskiego na Karasiach 51 Eskadry Rozpoznawczej.Rocznik Olsztyński tom V 1963 Leszek Moczulski "Prusy Wsch. w II wojnie św."
2 IX ppor. pil. Bolesław Kuzian i str szer. Strzelec sam. Tadeusz Rybacki z 41 Eskadry Rozp. Wykryli oni ruch oddziałów niemieckich, stanowiska balonów obserwacyjnych i wojskowe transporty kolejowe. Według relacji obserwatora zrzucono także bomby na stację kolejową w Nidzicy. W tym samym czasie inna załoga tej samej eskadry pod dow. ppor. obs. Brunona Strejmika, rozpoznawała ruchy wojsk nieprzyjacielskich na drogach Szczytno-Nidzica, Nidzica-Mława, oraz Nidzica- Działdowo-Brodnica.
3 IX W godz. południowych załoga pchor. obs. Fabiana Pokorniewskiego wykryła ruch oddziałów niemieckich na trasie Mława-Nidzica oraz Jedwabno- Wielbark-Chorzele.
Lotów rozpoznawczych na teren Prus Wsch. dokonały 1 IX tylko 53 esk. obs.; po zbadaniu dróg wychodzących z obszaru Olsztynek- Nidzica- Wielbark ustaliła ona kierunek głównego uderzenia nieprzyjaciela i następnego dnia prowadziła tylko płytkie rozpoznanie. Natomiast zadanie nieco głębszego rozpoznania przeprowadziła 2 IX 41.esk.rozp.w 3 dziennych lotach ustalając kierunki ruchów armii niemieckiej: Olsztynek- Nidzica na Mławę oraz Szczytno- Wielbark na Krzynowłogę. Jeden z tych lotów musiał sięgnąć na znacznie głębsze tyły, gdyż trwał aż 3 godziny. Analogicznie 3 IX: 41esk.rozp.wykonała 5 lotów rozpoznawczych, z czego jeden na głębokie tyły wroga, zaś 53esk.obs. pracowała w pobliżu linii frontu. Ostatnim dniem lotów esk. rozp. nad terenem Prus Wsch. był 4IX, kiedy to polskie "Karasie" znowu przesunięte na południe od Bugu, gdyż sytuacja ogólna nie wymagała już głębszych rozpoznań w Prusach Wsch.[za A. Kurowski "Lotnictwo polskie w 1939roku Warszawa 1962 ].
Władysław Kisielewski „Pierwsi nad Niemcami” Panorama Północy nr 33 14.08.1966
1 września 1939 r. 41 eskadra liniowa 4 pułku lotniczego znajdowała się na lotnisku bojowym opodal majątku Zdunowo. Już od świtu nad naszymi głowami przelatywały eskadry bombowców niemieckich, złożone z samolotów Ju 87 i Dornierów 17, osłanianych przez Messerschmitty 109 i 110. Sądząc z kierunku lotu, szły one na Modlin i Warszawę, a po kilkudziesięciu minutach wracały, ale już nie w tak pięknie wyrównanych szykach, jak podczas lotu w tamtą stronę. Za kilkoma z nich, lecącymi na niskiej wysokości, ciągnęły się smugi. Widocznie starły się z naszymi myśliwcami broniącymi stolicy. Łatwo je było dobić, ale nie chcąc zdradzić lotniska, nie mogliśmy do nich strzelać. Późnym popołudniem z Modlina powrócił dowódca naszej eskadry kpt. Władysław Chrzanowski i zarządził odprawę personelu bojowego. Eskadra nasza otrzymała pierwsze zadanie bojowe. Chodziło o rozpoznanie, dokąd kierują się duże jednostki niemieckie skoncentrowane w rejonie Hohenstein- Willenberg, oraz stwierdzenie, czy w rejonie Ortelsburg- Neidenburg jakieś większe kolumny pancernych wojsk niemieckich nie maszerują na Chorzele. Powiadomił nas przy tym o rozkazie Naczelnego Wodza, zabraniającym kategorycznie bombardowania otwartych miast i wsi niemieckich. Za przekroczenie tego rozkazu groził sąd polowy. Wiadomość tę musieliśmy potwierdzić własnoręcznym podpisem. Następnie wyznaczono załogi i zapowiedziano start na 4 rano.Komunikaty Mazursko-Warmińskie 2(220)/1998 Janusz Jasiński "Olsztyński przyczynek do wojny 1939 roku"
Nazajutrz o 4 rano wszyscy byliśmy na nogach. Ze względu jednak na niepomyślne warunki atmosferyczne start został przesunięty na późniejszą godzinę. Oczekiwanie na ten moment dłużyło się w nieskończoność. Wreszcie nadchodzi rozkaz startu. „Karaś” z załogą; Kuzia, Malinowski, Kisielewski- startuje pierwszy. Ostatnie uściski dłoni i ostatnie pośpieszne wymieniane zdania z kolegami pozostającymi na ziemi. Zajmujemy miejsca w kabinach, które są tak zawalone zapasowymi bębnami z amunicją i skrzynkami z granatami, że nie ma się gdzie ruszyć. Oficer taktyczny eskadry, kpt. Henryk Kołodziejek, podaje nam rozkaz kołowania do startu. Mechanicy chwytają za skrzydła i nasz „Karaś” wytacza się z zarośli, sunąc w stronę pola startowego. Spoglądamy na niebo. Niemców nie widać w powietrzu. Potem oglądamy się za siebie w stronę stojących pod drzewami kolegów, którzy, wymachując rękami, życzą nam powodzenia. W parę minut później z pomocą mechaników ciągnących skrzydła naszego samolotu ustawiamy maszynę w pozycji startowej.
- Gotowe!
Por. Bolesław Kuzia, który pilotuje samolot, daje pełny gaz i po paru podskokach na nierównościach gruntu wychodzimy w powietrze.
Była godzina 9.15. dla 41 eskadry zaczęła się wojna. Nabierając wysokości, oglądamy się w stronę naszego lotniska. Dopiero z powietrza widać, jak dobrze jest zamaskowane. Zwłaszcza świetnym pomysłem było zaoranie bronami zieleni na polu startowym. Dzięki temu powstały szerokie ciemne pasy wyglądające z góry jak system dróg polnych łączących się z szosą. Żaden rozsądny człowiek w takim miejscu nie robiłby lotniska. Dodatkowym efektem było stado baranów wypędzane na pole startowe.
Warunki atmosferyczne zmieniły się i widoczność jest doskonała. Rozglądamy się dookoła, uważnie przepatrując niebo. Biorąc kurs na północ, przelatujemy nad drogą zapchaną cywilnymi uchodźcami, wśród których na widok naszego samolotu wybucha panika. Ludzie rozbiegają się po polach, wpadają pod przewracające się do rowów wozy lub chronią się pod drzewami. Trochę zaszokowani tym widokiem oddalamy się szybko z tego miejsca. W kilka minut później przelatujemy obok jakieś wioski, ponad którą kłębią się chmury dymu poprzetykanego czerwonymi językami płomieni. Woń spalenizny dochodzi do wysokości tysiąca metrów i zaczynamy się krztusić. Przelatując pomiędzy słupami dymów, dochodzimy do linii frontu i mijamy go lecąc na wysokości 1500 m, silnie ostrzeliwani przez broń maszynową i działka przeciwlotnicze. Za naszymi plecami łuny i dymy pożarów, pod nogami migocąca iskierkami linia walki, a przed nami niknące w kurzawie pyłu pancerne kolumny niemieckie. Długi, wielokilometrowy wąż pojazdów bojowych.
Z drugiej strony frontu, naprzeciw tym zmotoryzowanym i uzbrojonym po zęby kolumnom niemieckim idą pokryte kurzem i umęczone długim marszem kompanie naszej piechoty, a obok nich kłusują szwadrony kawalerii.
Bierzemy kurs na Ortelsburg i po umiejscowieniu nowych kolumn niemieckich, zdążających w stronę polskiej granicy, zawracamy do bazy. Dolatując do miejscowości Neidenburg widzimy zawaloną wojskiem stację kolejową. Na torach przylegających do budynków dworcowych stoją długie pociągi, do których ładują się żołnierze, a na odkrytych platformach widzimy samochody i pojazdy pancerne. Mijamy dworzec, przelatując z boku na niskiej wysokości.
Nagle nasz „Karaś” kładzie się w ostrym skręcie i zawraca ku stacji kolejowej.
To por. Malinowski – nie bacząc na zakaz dowództwa – decyduje się bombardować transporty niemieckie stojące na stacji Neidenburg.
Nadlatując nad tory nabieramy wysokości, aby nas nie rozniosły nasze własne eksplodujące bomby. Jak dotąd nikt jeszcze na dole nie myśli o obronie. Widocznie pojawienie się polskiego samolotu jest dla Niemców kompletnym zaskoczeniem. Wpatrzeni w stojące pociągi lecimy wzdłuż torów. Budynki dworcowe i wagony są już coraz bliżej, po prostu rosną w oczach. Jak prawdziwi nowicjusze zapominamy o wszystkim. Nawet o samolotach niemieckich, mogących niespodziewanie zaatakować nas z góry. Stojące na bocznych torach wagony wchodzą pod skrzydła samolotu. Za chwilę polecą bomby.
- Poszły!
Niemal w tej samej sekundzie biegną ku nam z dołu migocące błyski. To ogień obrony przeciwlotniczej. Za późno! Nasze bomby już rwą się między pociągami i budynkiem dworcowym. W równych odstępach wykwitają krótkie, krwawe błyski, a szybko następujące po sobie eksplozje szarpią kłębami dymów, przesłaniając pociągi i dworzec. W powietrze lecą odłamki wagonów.
Zataczamy ciasne koło i schodzimy do ataku z lotu koszącego. Gra sześć naszych kaemów: dwa pilota, dwa nawigatora i dwa strzelca. Pociski biją z szybkością 1200 na minutę. Targana odrzutem broń szarpie ręce. Widzimy pasma naszych pocisków świetlnych ginące w kadłubach wagonów. Wśród kotłujących się na dole Niemców wybucha panika. Widać sylwetki niemieckich żołnierzy wyskakujących z wagonów i uciekających w stronę dworca. Teraz spadają na dół granaty i znów grają kaemy. Nie nadążamy ze zmianą bębnów z amunicją.
Jeszcze jeden zawrót. Słychać świst powietrza przecinanego skrzydłami nurkującej maszyny i grzechot naszych kaemów zachłystujących się po prostu w nieprzerwanym jazgocie. W głowie szum i chaos. Przenikliwy ból w uszach. Przed oczami wszystko zamazuje się i zlewa w jedną szarą plamę.
Jest godzina za pięć jedenasta. Historyczna godzina, w której pierwsze polskie bomby w II wojnie światowej poraziły nieprzyjaciela na jego własnym terenie.
Upojeni sukcesem zbliżamy się do linii frontu. Już z daleka widać że toczy się tam zaciekła walka. Okopy polskie i niemieckie przesłonięte dymami pocisków artyleryjskich.
- Trzeba pomóc kolegom walczącym na ziemi!
Schodzimy do lotu koszącego i lecąc wzdłuż okopów niemieckich ostrzeliwujemy je z kaemów. W przerwach między strzelaniem rzucamy w dół granaty przeznaczone na żywe cele. W kabinach jest już więcej miejsca. Niemcy strzelają do nas z dołu, ale nie zwracamy na to najmniejszej uwagi. Nasz ostatni atak jest skierowany przeciwko niemieckiej baterii stojącej poza okopami. To wszystko, co możemy zrobić. Nie mamy już bomb ani granatów, tylko resztki amunicji.
Rannych żołnierzy polskich wziętych do niewoli w województwach położonych w pobliżu Prus Wsch., umieszczali Niemcy w rezerwowym szpitalu olsztyńskim [ w Kortowie ] oraz w szpitalach różnych innych miast tej prowincji.
Natomiast w założonym później drugim cmentarzu wojskowym, przyległym do pierwszego[ ul. Szarych Szeregów], pochowano w zbiorowych mogiłach 4262 żołnierzy radzieckich, lotników Wolnej Francji w ośmiu zbiorowych mogiłach i blisko 300 żołnierzy polskich w czterech zbiorowych mogiłach, ekshumowanych z różnych miejscowości Warmii i Mazur, którzy umarli lub zostali uśmierceni w latach 1939-1945.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz